Niebezpieczne związki: Dubieniecki i Duda

Na początek trochę wspomnień: 9 czerwca 2009 roku prezydent Lech Kaczyński ułaskawił Adama S., przedsiębiorcę z Kwidzyna. Kilkanaście dni wcześniej mężczyzna ten założył spółkę z Marcinem Dubienieckim, od dwóch lat mężem Marty Kaczyńskiej.

Pochodzący z 2007 r. plakat wykorzystywany podczas kampanii prezydenckiej. Obok Marty Kaczyńskiej jej pierwszy mąż Piotr Smuniewski. Kliknij, aby powiększyć.

Nie dziwił więc przyspieszony tryb ułaskawienia, bo po jednej stronie stał teść, a po drugiej zięć i jego wspólnik, który został skazany za to, że przez kilka lat oszukiwał urząd skarbowy i Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Mechanizm był prosty: kilku niepełnosprawnych „słupów” zostało zatrudnionych w firmie S., ale do pracy nie przychodzili, bo nie było takiej potrzeby. Ich wynagrodzenie, które wpływało do kieszeni wspólnika Dubienieckiego, pokrywał PFRON, a oni za podpisywanie list obecności dostawali w nagrodę od 100 do 200 zł. W ten sposób S. wyłudził od funduszu ponad 120 tys. PLN, dodatkowo zaoszczędził co najmniej 30 tys. PLN na podatku, który powinien był przekazać do urzędu skarbowego.

Pełnomocnikiem kwidzyńskiego biznesmena był ojciec Marcina Dubienieckiego – Marek, były SB-ek i członek PZPR, w ostatnich latach kojarzony z postkomunistycznym SLD.

Rozprawa sądowa odbyła się 15 maja 2008 r. Adam S. przyznał się do zarzucanych mu czynów. Sąd ogłosił wyrok – 1 rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz zwrot przywłaszczonych kwot.

S. nadal prowadził swoje interesy, jednak drażnił go fakt, że w papierach miał zapis, że jest osobą karaną, co w wielu przypadkach okazywało się bardzo kłopotliwe.

W lutym 2009 roku do Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wpłynął wniosek o ułaskawienie złożony przez Adama S. W owym czasie w pałacu prezydenckim, na stanowisku prostego podsekretarza stanu, pracował prawnik Andrzej Duda, który wyjątkowo mocno zaangażował się w sprawę. Już sam fakt, że prezydent Kaczyński zignorował negatywną opinię prokuratora generalnego, co do ułaskawienia Adama S., nie dostrzegając żadnych przesłanek przemawiających za wydaniem aktu łaski świadczy o tym, że działania ministra Dudy były wyjątkowo skuteczne.

W trybie ekspresowym zapadła ostateczna decyzja: zawieszenie kary Adama S. zostało zredukowane do 1 roku, a jego skazanie zostało zatarte.

Wkrótce potem w tajemniczych okolicznościach z Kancelarii Prezydenta zginął ostateczny wniosek o zastosowanie prawa łaski wobec Adama S., który według jej pracowników miał zostać zatwierdzony przez Dudę.

W 2011 r. przyszły prezydent przesłuchiwany w tej sprawie przez prokuraturę miał poważne kłopoty z pamięcią i nie potrafił opowiedzieć o swoim udziale w ułaskawieniu przestępcy. Jednocześnie całą odpowiedzialność przerzucił na swojego nieżyjącego szefa – Lecha Kaczyńskiego.

“Jest to przykra sprawa dla Kancelarii poprzedniej kadencji, bo tutaj gołym okiem widać, że w grę wchodzi podejrzenie nieuczciwości. Tzn. wykorzystania osobistej znajomości dla załatwienia sprawy, gdzie osobiste znajomości nie powinny w grę wchodzić. Ta sprawa jest tym bardziej przykra, że ona rzuca cień na bardzo prawego człowieka, jakim był pan prof. prezydent Kaczyński. Właśnie dla obrony pamięci prezydenta Kaczyńskiego w tej sprawie trzeba wszystko od początku do końca wyjaśnić” – komentował w 2011 r. Tomasz Nałęcz – doradca prezydenta Komorowskiego.

Jak więc widać Andrzej Duda wykreowany przez swoich współpracowników i PR-owców na niezłomnego i uczciwego budowniczego kolejnej Rzeczypospolitej w przeszłości zajmował się przygotowaniem ułaskawienia dla pospolitego złodzieja, będącego wspólnikiem zięcia prezydenta RP.

→ Mariusz Baryła

25.08.2015

• Na zdjęciu: A. Duda i Piotr Kownacki, 2008. Foto Wojciech Olkuonik / AG

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.