Mira – na obu brzegach tęczy

Wielka jest siła przyjaźni, miłości i pamięci. Przekonali się o tym wszyscy ci, którzy wzięli udział w ubiegłotygodniowym koncercie poświęconym pamięci Miry Kubasińskiej w 10. rocznicę jej śmierci.

Muzyczny spektakl z udziałem Grażyny Łobaszewskiej i zespołów: „After blues” i „KG Band” odbył się 27 października 2015 roku w klubie „Wytwórnia” w Łodzi. Salę po brzegi wypełniła publiczność, która doskonale pamięta dokonania bluesowego Breakoutu, lidera grupy – Tadeusza Nalepy, jego żony i zarazem wokalistki Miry Kubasińskiej oraz Bogdana Loebla.- autora niezapomnianych, mądrych, poetyckich tekstów.

Najpierw na scenie pojawili się: Waldemar Baranowski i Leszek Piłat, tworzący band „After Blues”. Podczas godzinnego występu zagrali kompozycje autorskie, m. in. fantastyczny utwór „Ja mam bluesa”, a także te, będące dziełem duetu Nalepa / Loebel. Coraz zimniejsze dni, coraz więcej ich, coraz zimniejsze wieczory i świty jak lód. Palce grabieją mi, jak dotknąć nimi strun? Spójrzcie, jak struny gitary do słońca się rwą. Krzyczę: puśćcie! Muszę iść za słońcem! – ten piękny tekst był pretekstem do bardzo wiarygodnej, muzycznej opowieści o samotności, której publiczność całkowicie uległa, a gitarowe riffy Baranowskiego wzmacniały poczucie chłodu i pustki. Ten numer powinno się słuchać tylko na koncertach, jego studyjne nagranie nie jest w stanie oddać wszystkich emocji, jakie potrafią wyczarować muzycy.

„KGBand” to łódzka grupa, którą z Mira Kubasińska rozpoczęła współpracę na rok przed jej śmiercią. Ich występ okazał się niezwykle barwny, a to dzięki zróżnicowanemu instrumentarium, w skład którego weszły trzy gitary, gitara basowa, flet, organy i perkusja. Zaśpiewany przez Krzysztofa J. Krawczyka „Wielki ogień”, sprawił, że wszyscy mieliśmy dreszcze. Także nieprzeciętne, gitarowe solówki Bartka Pieprza należały do tych, które długo pozostaną w pamięci słuchaczy.

Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się słuchać Grażyny Łobaszewskiej w repertuarze bluesowym i bardzo tego żałuję, żałuję także, że artystka nie wydala dotąd płyty w takiej stylistyce, bo to co zdarzyło się w „Wytwórni” okazało się wyjątkowe. Głos wokalistki miał tak niesamowicie czarną barwę, jakby całe swoje życie spędziła w Harlemie śpiewając w klubach i na ulicy z legendami amerykańskiego bluesa i soulu.

Koncert wzbogacono slajdami, filmami i czytanymi historiami z życia Miry Kubasińskiej.

Wzruszające, wspaniałe muzyczne widowisko. Bardzo dziękuję.

→ Mariusz Baryła

3.11.2015

• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.