Konfrontacje historyczne. Magdalena Grzebałkowska – zapomnieć i pamiętać

Na wczorajsze spotkanie w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi dotarłem lekko po czasie. A wszystko przez mgłę, deszcz i sznur TIR-ów ciągnących na północ.

Magdalenę Grzebałkowską, autorkę książki „1945. Wojna i pokój” polubiłem od razu. Mam taką przypadłość, że wolę ludzi mądrych, niż głupich i szybko odróżniam tych, którzy karmią mnie banałami od tych, mających rzeczywiście coś istotnego do przekazania.

Grzebałkowska: – Nie cierpię pop-kultury zhistoryzowanej, nie czytam powieści historycznych, nie oglądam filmów nakręconych na ich podstawie. Wolę dokumenty. (…) Staram się nie interpretować wydarzeń, przedstawiam fakty, ludzie są inteligentni, wierzę, że sami wyciągną właściwe wnioski. Oczywiście samo przedstawianie faktów i ich dobór sprawiają, że trudno jest mówić o całkowitym obiektywizmie.

Magdalena Grzebałkowska ma 44 lata, jest absolwentką historii na Uniwersytecie Gdańskim, pracuje w „Gazecie Wyborczej”. Za swoje publikacje otrzymała wiele prestiżowych nagród m. in.: Polsko-Niemiecką Nagrodę Dziennikarską im. Tadeusza Mazowieckiego, Grand Press, Śląski Wawrzyn Literacki, dwukrotnie zdobyła Nagrodę im. Stefana Żeromskiego.

„1945” jest trzecią pozycją w jej pisarskim dorobku, dwie poprzednie książki: “Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego” (2011) oraz “Beksińscy. Portret podwójny” (2014) zostały bardzo dobrze przyjęte przez krytyków i czytelników. Autorka zdradziła, że aktualnie kończy pracę nad biografią Krzysztofa Komedy Trzcińskiego – jazzowego kompozytora i pianisty, który zmarł w 1969 r.

Obok dziennikarki, przy jednym stole, zasiedli historycy: dr hab. Marcin Zaremba (UW) i prowadzący dyskusję łodzianin, dr Mikołaj Mirowski. Ich wypowiedzi były świetnym uzupełnieniem panelu . Zaremba na przykładzie serialu „Czterej pancerni i pies” mówił o bardzo silnym oddziaływaniu i jednoczesnym przekłamywaniu historii przez utwory kultury popularnej. Pop-kultura ma większy wpływ na kształtowanie obrazu przeszłości niż mądre książki pisane przez naukowców.

Tom „1945. Wojna i pokój” jest historycznym reportażem, przypomina pokaz przeźroczy. Oto przed oczami czytelnika pojawiają się obrazy, które tworzą świadkowie tamtych dni. Drobne, pozornie nieważne scenki mieszają się z opisami niewyobrażalnie wstrząsających przeżyć. Podobnie jest z ilustracjami; z jednej strony mamy dramatyczną, acz sielankową scenę, ukazującą rodzinę spożywającą posiłek w zbombardowanym mieszkaniu, a wkrótce potem widzimy dwie dobrze ubrane kobiety i kilkuletniego chłopca, asystujących podczas ekshumacji na jednej z warszawskich ulic. Autorka łagodzi ten ponury obraz cytując na kartach książki autentyczne ogłoszenia prasowe pochodzące sprzed 70 lat.

Grzebałkowska: – Zawsze lubiłam ogłoszenia drobne. To czysty dokument, gdzie słuchać głos człowieka z 1945 r. i przedwojenną stylistykę. Na ich podstawie wyraźnie widać, jak z miesiąca na miesiąc zmieniała się ówczesna rzeczywistość. W lutym przeważają ogłoszenia o poszukiwaniu bliskich, otwieraniu instytucji i zakładów. Wśród ogłoszeń, na jakie natrafiłam przeglądając powojenną prasę, znajdują się prawdziwe perły np. „Otwieramy nową kawiarnię. Śpiewa prawdziwy Murzyn”.

Ludzie, do których dotarła reporterka twierdzili, że rok 1945 był straszniejszy niż wojna, bo w czasie wojny obowiązywało przynajmniej prawo okupacyjne, a zaraz po wyzwoleniu żadne zasady nie istniały. Nie było wiadomo, który z orzełków na wojskowych czapkach zapowiadał przyszłość. Trwał niekończący się exodus. Uzbrojone bandy napadały na wędrujących po kraju obywateli,

Grzebałkowska: – Moja babcia chciała, aby dziadek był szabrownikiem. Mówiła do niego: Gienek, idź coś ukradnij, wszyscy tak robią. Po kilkunastu namowach dziadek wreszcie się przełamał. Opuścił grupę, z którą wiele tygodni tułali się po kraju, a kiedy wrócił przyniósł ze sobą słój cukierków.

„1945. Wojna i pokój” jest w mojej ocenie pozycją niezwykle ważną; raz, że opisuje interesujący okres w naszej historii, burząc mit o wielkim szczęściu, jakie przyniosło wyzwolenie; dwa, że za datami stoją ludzie, dzięki którym wydarzenia znane z kart szkolnych podręczników nabierają głębi i wyrazistości.

Dwie godziny w tak znakomitym towarzystwie minęły błyskawicznie, wielka szkoda, bo spotkanie z Magdaleną Grzebałkowska śmiało można uznać za najbardziej spontaniczne i barwne spośród tych, które odbyły się w ramach konfrontacji historycznych. Błyskotliwość, ciekawość świata i ludzi, umiejętność opowiadania, dociekliwość i sumienność, to cechy jakie posiadła reporterka. Trudno więc było jej nie polubić.

Warto zaznaczyć, że wieczory historyczne, organizowane przez dr Mirowskiego, przyciągają do Muzeum Tradycji Niepodległościowych coraz więcej osób.

→ Mariusz Baryła

26.01.2016

• foto: Mariusz Baryła /  Gazeta Trybunalska

• więcej sprawozdań z Konfrontacji historycznych: > tutaj

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.