22-letni bandyta wnukiem b. milicjanta i radnego Jana Dziemdziory

Jest takie stare powiedzenie, że jeśli w najbliższym otoczeniu jest milicjant, znajdzie się także złodziej. W przypadku rodziny Dziemdziorów, gdzie jest aż dwóch mundurowych, powiedzenie to sprawdziło się idealnie.

7 listopada Komenda Miejska Policji podała do publicznej wiadomości informację zatytułowaną „Sprawca napadów zatrzymany”. Materiał ukazał się także na stronie internetowej Komendy Głównej (> link), podchwyciły go również piotrkowskie portale, które jak zawsze bezmyślnie i bezrefleksyjnie udostępniły podaną treść. Oryginalny komunikat brzmiał następująco:

Nawet 12 lat pozbawienia wolności może grozić zatrzymanemu przez policję 22-latkowi podejrzanemu o rozboje. Piotrkowianin przedmiotem przypominającym broń palną zmuszał sprzedawców do wydania pieniędzy. Prokurator Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim skierował do sądu wniosek o tymczasowy areszt dla sprawcy.

Piotrkowska policja pracowała nad wykryciem sprawców kilku napadów na placówki handlowe. W każdym przypadku zamaskowany sprawca strasząc przedmiotem przypominającym broń zmuszał  sprzedawców do wydania gotówki, po czym uciekał z miejsca przestępstwa. Do pierwszego rozboju doszło pod koniec września 2016 roku w punkcie gastronomicznym w Kargał Lesie. We wczesnych godzinach porannych do restauracji wszedł zamaskowany mężczyzna i trzymaną w ręku bronią zażądał wydania pieniędzy. Obsługa punktu, w obawie o swoje życie, wydała gotówkę. Napastnik zabrał kilkadziesiąt tysięcy złotych. Scenariusz kolejnych dwóch napadów na sklepy w gminie Sulejów i Wola Krzysztoporska, do których doszło 2 i 3 listopada 2016 roku był podobny. Dzięki stanowczej postawie pracowników sprawca nie zdołał zabrać pieniędzy z utargu.

Policjanci z wydziału kryminalnego piotrkowskiej komendy gromadzili wszelkie istotne informacje mogące przyczynić się do wytypowania zuchwałego sprawcy rozbojów. 4 listopada 2016 roku funkcjonariusze zapukali do drzwi mieszkania, w którym przebywał podejrzewany mężczyzna. Piotrkowianin był bardzo zaskoczony wizytą stróżów prawa i w trakcie zatrzymania nie stawiał oporu. Podczas przeszukania samochodu użytkowanego przez podejrzewanego policjanci zabezpieczyli odzież, nóż oraz broń – narzędzie służące najprawdopodobniej  do popełnienia przestępstw. Ekspertyza kryminalistyczna wykazała, że jest to pistolet hukowy. Funkcjonariusze przeprowadzili eksperyment procesowy, podczas którego odtworzono przebieg zdarzeń w miejscach, w których dochodziło do przestępstw. Okazało się także, że w nocy z 1 na 2 listopada 2016 roku 22-latek napadł na stację paliw na terenie województwa śląskiego. Mężczyzna usłyszał  zarzuty dotyczące wszystkich czterech zdarzeń. Dokładnie opisał swój sposób działania, złożył wyjaśnienia i przyznał się do rozbojów. Prokurator skierował do sądu wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania podejrzanego. Za rozbój grozi kara nawet do 12 lat pozbawienia wolności.

Nas zastanowił fakt, że w notatce nie pojawiło się imię i pierwsza litera nazwiska sprawcy, ani nawet same inicjały, a całość została pozbawiona jakichkolwiek treści identyfikujących napastnika np. opisu wyglądu, budowy fizycznej, zachowania, ogólnej lokalizacji miejsca zamieszkania, a także wykształcenia, zawodu, zatrudnienia. Nie wspomniano nawet o tak podstawowej informacji jak marka samochodu jakim się poruszał.

Całość została zredagowana tak, aby zaprezentować skuteczność działania policji, a złoczyńcę uprzedmiotowić. W chwili, gdy otrzymaliśmy dane winowajcy zwróciliśmy się o ich potwierdzenie, jednak rzeczniczka KMP w Piotrkowie nie chciała współpracować, tłumacząc się zapisami prawnymi. Znacznie łatwiej poszło w prokuraturze.

Bandytą napadającym z bronią na niewinnych ludzi okazał się 22-letni Jan L. syn z pierwszego małżeństwa córki Jana Dziemdziory – wysokiego rangą, byłego komunistycznego funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej, niedoszłego prezydenta Piotrkowa Trybunalskiego, od wielu lat zasiadającego w radzie miasta, którego klub (SLD) wraz z ugrupowaniem „Razem dla Piotrkowa”, kierowanym przez prezydenta Piotrkowa K. Chojniaka tworzy koalicję rządzącą.

Przedwczoraj, późnym wieczorem zadzwoniliśmy do Dziemdziory z prośbą o komentarz do aresztowania jego wnuka. Był bardzo zaskoczony telefonem, na kilka sekund zabrakło mu tchu, następnie ściszonym głosem, mającym wywołać współczucie i litość, przez ponad 17 minut usiłował tłumaczyć siebie i swoich najbliższych, w tym syna i jednocześnie wuja Jana L. starszego aspiranta Witolda Dziemdziorę zatrudnionego w KMP w Piotrkowie.

L. swoje imię otrzymał na cześć dziadka, który tak chętnie udostępnia w internecie słodkie zdjęcia ze swoimi wnuczętami, udziela wywiadów reżymowym i niemieckim mediom, w których kreuje się na opiekuńczą, czułą, mądrą i sprawiedliwą głowę rodu.

A mimo to, ani on, ani jego córka – matka przestępcy, ani syn policjant, który w zeszłym roku promowany był w niemieckim portalu „piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl” na bohatera, ratującego nad wodą kilkuletniego dzieciaka, nie znaleźli czasu, aby zainteresować się losami staczającego się w przepaść młodego człowieka, który wg naszej wiedzy, wysyłał wcześniej niepokojące sygnały dotyczące swojego życia. W czasie kiedy Jan L. z bronią w ręku napadał na sklepy, ojciec jego matki – radny Dziemdziora chodził na koncerty, wystawy, kwesty, spotkania towarzyskie. Z uśmiechem na twarzy czerpał radość z mijających dni, dzieląc się wrażeniami w portalu społecznościowym.

Dziemdziora całą winę starał się zrzucić na wnuka, nazywając go „młodym organizmem”, któremu „coś tam w jego komputerze pokładowym (czytaj: w głowie), a bardziej precyzyjnie w mózgu coś się działo. Trudno jest powiedzieć, co się działo, bo nikt w nim nie siedzi”. Cała rozmowa z Dziemdziorą jest zapisem duchowej pustki i dowodem na brak naturalnych ludzkich odruchów, jakie powinny cechować członków rodziny szczególnie w sytuacjach tak dramatycznych.

Równie szokujący okazał się fakt, że do wczorajszego wieczoru NIKT z rodziny nie odwiedził przebywającego od tygodnia w areszcie śledczym chłopaka, co przy koneksjach starego Dziemdziory nie powinno stanowić żadnego problemu. Radny rozbrajająco szczerze wyznał, że on i jego najbliżsi dopiero zamierzają się zastanowić, czy nie zwrócić się o pomoc prawną.

Na jednym ze zdjęć zamieszczonych poniżej, widać dłonie skute kajdanami. Nie są to ręce patologicznego przestępcy, raczej człowieka o delikatnej strukturze psychicznej, samotnego, odrzuconego, dla którego bandytka mogła być ostatnim krzykiem rozpaczy.

Jeśli nasza teoria okaże się słuszna,  Janowi L. jest potrzeba natychmiastowa pomoc psychologiczna czy terapeutyczna, bo w przypadku skazania go na karę bezwzględnego więzienia jego życie zostanie ostatecznie zmarnowane.

Mariusz Baryła

12.11.2016

• collage: specjalnie dla GT – © skuza / Gazeta Trybunalska

• Serdecznie dziękuję naszemu informatorowi, bez pomocy którego ten tekst nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Dziękuję także moim współpracownikom, dla których dobro tego miasta jest najważniejszą wartością.

• © materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy „Gazety Trybunalskiej”. Kup licencję.

• więcej o Dziemdziorze: > tutaj

#dziemdziora

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.