27 listopada 2016 r., w wieku 83 lat zmarł w Piotrkowie lekarz psychiatra Włodzimierz Batorowski.
Wczoraj, ostatniego dnia listopada, w piotrkowskiej kaplicy cmentarnej wystawiona została urna z prochami legendarnego doktora.
Włodzimierz Batorowski był jednym z tych lekarzy, którzy cieszyli się nieskrywanym szacunkiem swoich pacjentów. Podobnie jak neurolog Hieronim Stefanek pomógł bardzo wielu ludziom w uzyskaniu wcześniejszych emerytur, rent, zasiłków. Człowiek dla którego praca była powołaniem i obowiązkiem, a nie przyczynkiem do gromadzenia rozmaitych dóbr.
Mieszkał w „cygańskim” bloku przy ulicy Górnej 37 pod numerem 67 w trzypokojowym mieszkaniu, z których jeden przeznaczono na gabinet lekarski. Żona Krystyna, szczupła, ciemnowłosa, elegancka kobieta nigdy nie pracowała, wspólnie wychowywali dziecko – chłopca. Jako jedni z niewielu na osiedlu mieli gosposię.
Doktora najczęściej spotykałem przy kiosku z gazetami; niezmiennie, od blisko czterdziestu lat, mam przed oczami obraz, jak do swojej przepastnej, brązowej teczki wypełnionej zakupami, na których szczycie leżały mandarynki, wkładał plik gazet, zostawianych codziennie w tak zwanej “teczce”.
W tamtych czasach jeździł granatowym, albo zielonym fiatem 125p, nie pamiętam. Zawsze uprzejmy, ale nie wylewny, wzbudzał szacunek mieszkańców okolicznych bloków. Siwa bródka, kępa włosów, okrągła, lekko czerwona twarz – tak zapamiętałem W. Batorowskiego.
→ (mb)
1.12.2016
• foto: Zbigniew Rutkowski / Gazeta Trybunalska