Kto pierwszy użył zwrotu „polskie obozy śmierci”?

Żadne określenie związane z martyrologią minionej wojny, nie uczyniło Polakom w ostatnich latach tyle niezdrowego fermentu, jak „polskie obozy śmierci”.

Kliknij, aby powiększyć.

Sukcesywnie pojawiało się w prasie zachodniej, gdzie na skutek sprzeciwów dyplomatycznych było prostowane, ale już nie w sposób tak eksponowany, jak sama kalumnia, która sugerowała nam współudział w zbrodniach nazistowskich.

Zacznijmy jednak od tego, skąd to określenie się wzięło, kto pierwszy go użył i w ten sposób podłożył przyszłym pokoleniom, nie pamiętającym okrucieństw faszyzmu, bombę z opóźnionym zapłonem?

Zofia Nałkowska, bo ją tutaj mam na myśli, napisała niezwykle poruszający cykl nowel zatytułowany „Medaliony” i właśnie w tym dziele, a dokładnie w opowiadaniu „Dzieci i dorośli w Oświęcimiu”, znajdują się na pierwszej stronie owe słowa, które zacytuję poniżej w pełnym akapicie:

Nie dziesiątki tysięcy i nie setki tysięcy, ale miliony istnień człowieczych uległy przeróbce na surowiec i towar w polskich obozach śmierci. Oprócz szeroko znanych miejscowości, jak Majdanek, Oświęcim, Brzezinka, Treblinka, raz po raz odkrywamy nowe, mniej głośne.

Owo inkryminowane wyrażenie, pojawiło się w całej książce tylko raz. Medaliony czytały dziesiątki roczników absolwentów szkół średnich, a przecież nikt lub prawie nikt nie zwracał na nie uwagi. Przesłanie dzieła było jednoznaczne, zbrodni dokonali naziści, z tym że przy obecnej poprawności politycznej, nie jest to już dla wielu nacji tak oczywiste, kim byli owi naziści.

Opieranie się na autorytecie osoby, która brała udział w pracach Międzynarodowej Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Polsce, może dawać pretekst do przekłamywania historii, doszukiwania się drugiego dna i zawoalowanych podtekstów.

Nałkowska była osobą światową, którą można obecnie traktować jak autorytet, albo też wykorzystać do celów propagandowych. Ów lapsus językowy, zapewne niewiele by znaczył, gdyby nie stworzono obecnie wokół niego diabolicznej teorii, jak zrobił to, powiedzmy, Tomasz Gross, by z ofiar uczynić oprawców, a jeszcze do tego zbić na tym kapitał polityczny i finansowy. Mamy zatem do czynienia z kolejnym „kłamstwem oświęcimskim”, za które nie ma kary.

→ Marek Niegodajew

2.03.2017

• collage: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

• więcej artykułów M. Niegodajewa: > tutaj

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.