Macron – plastikowy prezydent Francji

Drugą turę wyborów prezydenckich we Francji wygrał w niedzielę centrysta i kandydat proeuropejski Emmanuel Macron, zdobywając 66,1 proc. głosów – wynika z ostatecznych rezultatów opublikowanych w poniedziałek przez francuskie MSW.

Jego rywalka w drugiej turze, kandydatka skrajnej prawicy Marine Le Pen otrzymała 33,9 proc. głosów.

Komentarz

Od wczoraj, kiedy było już wiadomo, że Macron zostanie następnym prezydentem Francji, pojawiło się mnóstwo komentarzy w całej Europie, wypowiadanych przez polityków, obserwatorów i dziennikarzy.

Komisja Europejska, jak i cała biurokracja brukselska odetchnęli z ulgą. Europa ocalona – tak w skrócie można streścić głosy komunistów i liberałów.

Natomiast prawica wyraża wątpliwości, choć artykułuje je ostrożnie, wie bowiem, że gdyby zaatakowała nowego prezydenta Francji, spotkałaby się z falą zarzutów, że dąży do zniszczenia Unii Europejskiej, a takiej interpretacji  boi się, jak diabeł święconej wody.

Prezydent Duda wysłał już depeszę gratulacyjną, pisząc w niej, że nasz kraj liczy na dobre relacje z Francją , w podobnym duchu napisała premier Szydło, zapraszając prezydenta elekta Polski.

Nikt z rządu nie chce pamiętać o niedawnych słowach Macrona, brutalnie oskarżających Polskę, o brak demokracji i porównujących Jarosława Kaczyńskiego do Putina. Politycy potulnie stulili uszy, jak przestraszony chłopczyk skrzyczany przez nauczyciela.

Nic dziwnego, że politycy brukselscy cieszą się, bo jak mówią, takie kieszonkowe państwa jak Polska, czy Węgry, nie będą więcej mieszać w światłych koncepcjach największych europejskich mocarstw.

Unijni liberałowie odzyskali wigor po klęsce związanej z brexitem i podnoszą głowy, patrząc znów na nas, jak biali kolonizatorzy w XIX wieku na czarną ludność Afryki. Już nie odczuwają irytacji z powodu dążenia Polski do większej swobody w podejmowaniu samodzielnych decyzji. Czują nie ukrywany triumf. Zdecydowanie przedwczesny. Wygrana Macrona przedłuży agonię Unii o kilka lat, ale niczego nie zmieni w procesie osuwania się Wspólnoty na polityczne dno.

Macron, jest produktem chwili, wykreowanym przez żydowsko-amerykański kapitał, dla którego treści ideowe nie mają żadnego znaczenia. Nie posiada własnej partii politycznej. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego zwolennicy mogą przegrać w czerwcu wybory parlamentarne. 

Wydaje się niemożliwe, aby nowy prezydent poradził sobie z problemami, jakie obecnie dotykają Francuzów czyli słabnącą gospodarką, bezrobociem i napływem nielegalnych emigrantów.

Jesteśmy przekonani, że za 5 lat Francuzi będą błagać Marine Le Pen, żeby została ich prezydentem. Państwom europejskim potrzebni są zdecydowani i silni przywódcy, którzy nie ulegną neokolonialnej, agresywnej polityce Niemiec, którzy przeciwstawią się fałszywej, żre rozumianej poprawności politycznej, która usiłuje zacierać różnice kulturowe stanowiące bogactwo narodów europejskich.

Niech Hiszpanie pozostaną Hiszpanami, Bułgarzy – Bułgarami, Rumuni – Rumunami, Łotysze – Łotyszami, niech wielokulturowość rozwija się jak najlepiej, a nie zaciera i umiera.

I kiedy masoński światopogląd zdominuje Europę, wtedy dopiero otworzy się ziemia i ukaże się przepaść, w której zanurzą się dzisiejsi zwycięzcy. Należy żywić nadzieję, że na gruzach obecnej Unii powstanie organizacja pozbawiona marksistowskich odniesień, a oparta na wartościach chrześcijańskich i poszanowaniu woli każdego państwa.

→ Zbigniew Rutkowski

współpraca M. Baryła

8.05.2017

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

• czytaj także: „Marine Le Pen a sprawa Polski”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.