Rafał Wojaczek – wspomnienie

Natomiast zadziwiająca jest bezsilność władz wobec tego chuligana. Władze często go aresztują, ale i natychmiast puszczają go na wolność, bo ma tzw. papiery wariackie, jakieś orzeczenie lekarskie z pobytu w szpitalu psychiatrycznym przy ul. Kraszewskiego. Dokąd więc ten niebezpieczny wariat będzie rozrabiał i kaleczył ludzi? Dopóki kogoś nie zabije? Władze powinny wreszcie znaleźć sposób ukrócenia samowoli tego niebezpiecznego faceta.

Powyższy cytat, to fragment donosu tajnego współpracownika SB, prezesa Związku Literatów Polskich, Henryka Worcella, ps. „Konar”, na Rafała Wojaczka, wrocławskiego poetę, którego życie naznaczone było buntem, włóczęgą, samotnością i które zakończył samobójczą śmiercią.

Poeta urodził się w 1945 roku w Mikołowie, w rodzinie poważanej i szanowanej. W dzieciństwie zapalony fotograf, uwieczniający stare, zaniedbane cmentarze. Skłócony z życiem, niemogący skończyć liceum tam, gdzie je zaczął, wyrzucony ze studiów polonistycznych po pierwszym semestrze. Pacjent szpitala psychiatrycznego, skąd wyszedł z rozpoznaniem schizofrenii. Awanturnik i bywalec knajp.

Nocą, 11 maja 1971 roku, Rafał Wojaczek, w wynajmowanym wrocławskim pokoju, zażył śmiertelną mieszankę leków: diazepamu i disulfiramum. Leki popił wódką. Znaleziono go nazajutrz, siedzącego na podłodze z głową wspartą na kolanach.

Ranny wiersz

Odbywając stosunki płciowe w miarę regularnie
Powiedziałbym częściej nawet niźli w jakiejś
Nie ustanowionej zresztą, czy ja wiem, regule
W dodatku ilomaż że sposobami to robię!
A gdy nie, to jako wspomnienie i zarazem
Zapowiedź ciągle w uszach słyszę ten głos
„Zobaczysz, jaki ja ci odstawię numer!”

Wódkę pijąc już ponad wszelką miarę
Będąc, można rzec, już zasłużonym
Weteranem pijackiego szlaku
Znając trunek wszelaki
Doceniając także wodę fryzjerską
Brzozową łopianową oraz spirytus salicylowy
Którym mówiąc po cichu, dobrze robi mi na żołądek

Mając za swoje stwierdzenie Pana Przybosia
Że sztuka wiersza jest dźwignią poezji
Więc pilnie pracując nad doskonaleniem tej sztuki
Pisując wiersze chyba częściej dobre niż złe
Porządnie zbudowane wyraziste
Mogąc założyć się, że kilka z nich, tak z pięć
Może mierzyć się z najlepszymi w moim czasie

Jestem jednakowoż tak niezmiernie smutny
Że aż Bogu smutno jak to powiedział Norwid
Ale gdzie mi tam zachowywać królewskie milczenie
I oto w obliczu niebios co przez szyby dnieje
Wyję, naprawdę wyję jak skopany pies
Nie mając na dodatek tej tak marnej
Pewności czy skoro wyję, to żyję?

Wiersz jest ranny-poranny, czy ranny-zraniony?

Jego krótkie życie dzieje się u progu rewolucji obyczajowej w Polsce. Jeszcze obowiązuje siermiężny Gomułka, ale już inny zapach wędruje nieśmiało zza kurtyny na Wschód. Nadawało Radio Luxemburg, szczególnie dobrze słyszalne wieczorami i nocą…

W sierpniu ‘69 roku na farmie Yasgura odbywa się Woodstock. Wieści o tym niezwykłym wydarzeniu docierają do Polski. Młodzi ludzie bawią się i śmieją. Zakładają kolorowe skarpetki, narażają się w Polskiej Kronice Filmowej na miano „bikiniarzy”.

Czy Wojaczkowi to wystarczyło? Dlaczego nie cieszył się życiem, jak inni? Czy widział więcej i te obrazy musiał zapijać spirytusem salicylowym i wodą brzozową? Czy może odwrotnie: widział i czuł  już mniej, bo zapił uczucia spirytusem salicylowym i wodą brzozową? Hemingway powiedział: „Inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami”.

A może za wcześnie wydrukowano jego wiersze w prestiżowej „Poezji”? Może poczuł się bogiem? Może rodzice nie dość stanowczo reagowali na jego młodzieńczy bunt? Był bez wykształcenia, bez pracy, pieniędzy, utrzymywany przez rodzinę, która przecież musiała łożyć także na jego życie towarzyskie.

Co sądzi o otaczającym go świecie, czy godzi się na ten świat? Czy chce być syty, zadowolony i cudowny? Nie chce! Chciał być zaliczany do „poetes mauadits”, poetów przeklętych. Szczególnie fascynowała go twórczość jednego z nich: Arthura Rimbaud, efemerycznego młodzieńa, u progu dorosłości, który zbuntował się przeciw zastanemu porządkowi świata, odrzucił życie rodzinne, zaczął pić i w wieku lat osiemnastu związał się z uznanym już wówczas poetą Paulem Verlaine. Verlaine porzucił dla młodego kochanka rodzinę; obydwaj poeci przez rok wiedli awanturnicze życie wagabundów… Kres ich burzliwemu związkowi po roku położyła kłótnia, w trakcie której Verlaine postrzelił Arthura, za co został skazany na dwa lata więzienia. Światło ujrzały kompromitujące listy miłosne kochanków. Rimbaud stał się symbolem buntu, bluźnierstwa, rozbuchanego erotyzmu, brutalności.

Wojaczek widział siebie, jako Rimbauda zreinkarnowanego. Nie jako naśladowcę, kontynuatora, ale wcielenie. Niestety: dwa metry wzrostu, słuszna budowa ciała i dość parweniuszowskie oblicze, nijak miały się do fizis francuskiego enfant terrible. A to, niestety, rzuca się w oczy najpierw. Musiał Wojaczek boleśnie odczuwać tę antytezę; ponadto nie gustował w mężczyznach.

Jedno się zgadza: bardzo wcześnie zaczął i pisać, i pić, co natychmiast przerodziło się w chorobę. O ile brutalność, cielesność i obscenia utworów Rimbauda robiły niesamowite wrażenie na odbiorcach, poprzez wspomniany kontrast, to poezje Wojaczka jak gdyby przynależne były jego fizyczności. Nie zmienia to, rzecz jasna faktu, że poezje te są wstrząsające.

Jak siebie widział?

Któż to chodzi z butami po nagim ciele kobiecym
Odpowiadam: poeta
Gnój
Alfons swej śmierci co ją rymuje wciąż ze śmiechem

Nienawidził siebie i siebie jednocześnie wielbił. Zapijał to, co czuł, i zaraz pragnął czuć więcej, oskarżając się o brak wrażliwości:

Śpiąc z kamieniem pod głową przez sen kruchy
Czuję ziarenko grochu uwiera pod językiem.
Ze starej Ziemi przemyciłem skrycie
Kamień węgielny pod nową kulturę.

Za życia poety ukazały się dwa tomy jego wierszy: „Sezon” w 1969 roku i „Inna bajka”, w 1970. Pośmiertnie wydano „Którego nie było”, Nie skończoną krucjatę”, Resztę Krwi” oraz kilka innych wyborów wierszy.

Czyż nie odczuwam? Owszem. Im więcej piję, tym więcej odczuwam. Właśnie dlatego piję, że w trunku tym szukam współczucia i serca. Nie wesela szukam, lecz jedynie boleści… Piję, albowiem pragnę dotkliwiej cierpieć! – pisał Fiodor Dostojewski.

A Wojaczek w charakterystycznym dla siebie stylu:

Siedzę w kącie
w swoim pokoju
zamknięty na klucz

Od czasu do czasu
by sprawdzić
czy żyję jeszcze
szpilką się nakłuwam
a do wnętrza czaszki
wprowadzam świderek

Ale
albo te sposoby
są zawodne
albo już nie żyję.

Grób Wojaczka odwiedzany był i bywa przez fanów. Podobno po dziś dzień spotykają się tam jego szczególni wyznawcy. Podobno znajduje się tam nadmierne dowody przywiązania do poety: wetknięte w szczeliny listy miłosne, biustonosze i inne części garderoby…

Nigdy nie uzyskano wypowiedzi od żadnej z kobiet, z którymi był lub bywał  związany. Ożenił się z pielęgniarką szpitala psychiatrycznego, gdzie usiłowano go leczyć. Małżeństwo przetrwało pól roku; ze związku urodziła się córka, Dagmara, której Wojaczek nigdy nie widział. I nie dlatego, że nie mógł. Dziewczyną opiekowała się jej rodzina, rodzice Rafała i jego brat, Andrzej. W rozmowie z Bogdanem Preisem Dagmara powiedziała, że nigdy nie myślała o ojcu: „tata”; dla niej pozostanie „Rafałem”.

Podczas zażywania  mieszanki trujących leków, jeszcze walnął popielniczką w ścianę, gdzie mieszkała współlokatorka wrocławskiego mieszkania. Było to zachowanie dla niego typowe. Może wołał pomocy? Nie, raczej był zdenerwowany, że ta pomoc nie nadchodzi sama z siebie, jak za zwyczaj było. Przecież na skrawku papieru z gazety wyraźnie wyszczególnił: co zażył i w jakich dawkach… Przecież nie po raz pierwszy próbował przejść na tamta stronę.

Gdyby szukać przyczyn alkoholizmu Wojaczka, trzeba by zapytać: kim był, co dla niego było ważne, czy i w jaki sposób różni się od typowego pijaka, wszczynającego burdy w knajpie? Co sam mówi o swoim nałogu? Czy godzi się na świat, w którym żył i tworzył? Czy i w jaki sposób na powstanie i rozwój choroby wpłynęła wczesna kariera, uznanie?

Nie pierwszy to i zapewne nie ostatni przykład kontrowersyjnej biografii i fascynującej twórczości zarazem. Niezmiernie często widzimy, że im gorsze życie, tym lepsze jego wytwory.

Pisali o poecie między innymi: Maciej M. Szczawiński – „Rafał Wojaczek, który był”, 1993; Romuald Cudak – „Inne bajki: w kręgu liryki Rafała Wojaczka”, Bogusław Kierc – „Prawdziwe życie bohatera”, 2007; Stanisław Bereś i Katarzyna Batorowicz-Wołowiec – „Wojaczek wielokrotny. Wspomnienia, relacje, świadectwa”, 2008.

Wojaczek był świetnym, zmitologizowanym już za życia poetą, w jego mózgu miesiły się: bestialski prymityw i „ból istnienia”. I stwarzał przez to problemy.  9.03.1971 r. TW „Konar” pisał o nim:

Bardzo kłopotliwy jest problem Rafała Wojaczka. Ten uzdolniony poeta zachowuje się zupełnie po chuligańsku, jest notorycznym pijakiem i po pijanemu kaleczy ludzi, rzucając w nich szklankami lub popielniczkami.(…) Tak było na zebraniu Koła Młodych, kiedy uderzył Jagodzińskiego ciężką szklaną popielniczką (gdyby go trafił w głowę i zabił – wtedy – jak sam Jagodziński powiedział – problem Wojaczka przestałby istnieć). Parę dni temu do zarządu oddziału nadeszło pismo z izby wytrzeźwień, żądające wyegzekwowania 270 zł od Wojaczka za jego pobyt.

Jest jakimś nieporozumieniem fakt, że Wojaczkowi często przyznaje się stypendia, bo natychmiast po otrzymaniu pieniędzy zapija się i kaleczy ludzi. Można twierdzić, że każde przyznane mu stypendium to jedna rozbita przez niego twarz więcej. Zachodzi poważne niebezpieczeństwo, że kiedyś w stanie nietrzeźwym popełni zabójstwo.

→ Maryla Miła

11.05.2017

• grafika: barma / Gazeta Trybunalska

• więcej wspomnień Miłej: > tutaj

• czytaj także: > “Urodziny Rafała Wojaczka. Nie ma końca poezji”

 

One Reply to “Rafał Wojaczek – wspomnienie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.