O finałowym koncercie 15. Festiwalu Łódź Czterech Kultur głośno było od dość dawna, a to za sprawą dwunastu polskich wokalistek, które postanowiły zmierzyć się z twórczością Leonarda Cohena – kanadyjskiego barda, szczególnie bliskiego polskiej publiczności.
Podczas dziewięciu festiwalowych dni odbyły się spektakle teatralne, wystawy, spotkania, prezentacje i osiem imprez muzycznych wpisujących się w tytułowe cztery kultury, jakie w przeszłości przenikały się na terenie tego robotniczego miasta, zasiedlonego gównie przez Polaków, Rosjan, Niemców i Żydów.
Koncert zamykający tegoroczną edycję „4K” miał miejsce w największej sali klubu „Wytwórnia” przy ul. Łąkowej. 1400 osób zasiadło na widowni, aby wysłuchać interpretacji piosenek Cohena przygotowanych przez lubiane i wysoko cenione wokalistki.
Najpierw na scanie, otoczona niebieskim światłem, pojawiła się Matylda Damięcka, która wraz z chórem składającym się z Aleksandry Chludek, Katarzyny Owczarz i Ireny Kijewskiej wykonała pieśń „Czekając na cud” / „Waiting For The Miracle”. Matylda, szczupła jasnowłosa dziewczyna obdarzona mocnym, rzeczowym głosem ku zadowoleniu zgromadzonej publiczności potrafiła ten dar pięknie wykorzystać.
Grażyna Łobaszewska najbardziej „czarna” polska wokalistka zaśpiewała „W tajnym życiu mym” / „In My Secret Life” – utwór pochodzący z wydanego 16 lat temu albumu „Ten New Songs„. Łobaszewska jest wielką osobowością muzyczną i każdy jej występ staje się natychmiast wydarzeniem.
„Chelsea Hotel #2” i jego nieśmiertelne frazy: Ciągle jeszcze pamiętam / Hotel Chelsea i ciebie / Twoje słowa odważne i słodkie / Gdy w pościeli wymiętej / Całowałaś mnie wszędzie / Limuzyny czekały pod oknem /Były jakieś powody / I był Nowy Jork / Goniliśmy za forsą i seksem / Robotnicy w piosenkach / Rzecz tę zwali miłością / I zapewne nazywają dziś jeszcze… wyśpiewała Natalia Przybysz i było to bardzo dobre i szczere.
Anita Lipnicka założyła na siebie długą, jasno beżową sukienkę w kwiatki i przypomniała legendarną kompozycję zatytułowaną „Słynny niebieski prochowiec” / „Famous Blue Raincoat”. Kiedy śpiewała: Podobno budujesz swój własny dom / W głębi pustyni / Od życia nie chcesz już nic / Lecz musiałeś zachować wspomnienia można było odnieść wrażenie, że kieruje te słowa do swojego byłego partnera Johna Portera, który oprócz wspomnień dał jej jeszcze śliczną dziewczynkę o imieniu Pola.
Rewolucyjną pieśń pt. „Manhattan” / „First We Take Manhattan” wykonała łodzianka Iza Lach. Tym razem image filigranowej artystki całkowicie odbiegał od tego, jaki prezentuje na autorskich koncertach i okazał się być miłym zaskoczeniem, podobnie jak aranżacja i interpretacja utworu oraz dobrany do niego taneczny układ.
Gabriela Gaba Kulka zasiadła za elektrycznym pianinem, aby zaprezentować „Siostry miłosierdzia” / „Sisters of Mercy”. Choć piosenka została zaśpiewana bardzo przyzwoicie, pozostał pewien niedosyt. Spektakle muzyczne, to nie tylko nuty i słowa, ale także sceniczny wygląd, a nad nim warto byłoby jeszcze popracować.
Maria Peszek zaczarowała publiczność, szczególnie jej męską część, nie tylko oryginalną formą, jaką nadała utworowi „Jestem twój” / „I’m Your Man”, ale w równym stopniu kreacją estradową. Ubrana w zapiętą na ukos czarną marynarkę z przytwierdzonym do niej wielkim, białym kwiatem, czarne rajstopy i lakierki na szpilce mogła być zmaterializowaną postacią ze snu niejednego faceta. Świadomość artystyczna Peszek, to nie tylko zasługa wykształcenia, ale przede wszystkim nieprzeciętnego talentu.
Pieśń pt. „Joanna d’Arc” / „Joan of Arc” na ten magiczny wieczór wybrała dla siebie Martyna Jakubowicz. 34 lata minęły od jej płytowego debiutu i bezustannie znajdują się ludzie, którzy chcą słuchać charakterystycznego głosu wokalistki, która w każdym repertuarze czaruje swoim folkowo-bluesowym stylem.
Ukulele – niewielka, czterostrunowa gitara nieodparcie kojarzy się z Marilyn Monroe i sceną z filmu „Pół żartem, pół serio” . Na polskiej scenie z instrumentu korzysta Julia Pietrucha, aktorka telewizyjna najbardziej znana z serialu „Blondynka”. W „Wytwórni” pojawiła się boso, w przykrywającej zgrabną sylwetkę, długiej sukience z kołnierzykiem, by zaśpiewać „Dziś w nocy będzie fajnie” / „Tonight Will Be Fine”. Zabawne słowa piosenki świetnie pasowały do temperamentu Julii: Ale wiem z oczu twych / Uśmiech twój mówi mi / Że tej nocy jeszcze raz / Jeszcze raz będzie nam / Fajnie przez jakiś czas.
Daria Zawiałow jest na początku swojej drogi muzycznej. Urodzona w 1992 roku piosenkarka zdobyła popularność biorąc udział w programie „X-Factor”. W Łodzi wykonała „Zuzannę” / „Suzanne”- poetycką perłę Leonarda Cohena w zaskakującej, rytmicznej aranżacji, która przypadła do gustu zgromadzonej publiczności.
Pierwsze takty „Alleluja” / „Hallelujah” wywołały brawa, a kiedy na scenie, ubrana na biało, stanęła Renata Przemyk, było pewne, że nastąpi kilka nadzwyczajnych minut. Warto przypomnieć, że w tym roku ukazała się płyta „Boogie Street. Renata Przemyk śpiewa piosenki Leonarda Cohena”.
Choć jednym z założeń koncertu było odejście od czarno-czarnego look’u Anna Dąbrowska poszła zdecydowanie zbyt daleko. W swojej kwiecistej podomce wyglądała jakby odeszła od kuchennego stołu, na którym szykowała zupki dla dzieci. Zaśpiewała, jak zawsze profesjonalnie, najbardziej przebojowy utwór Cohena pt. „Tańcz mnie po miłości kres” / „Dance Me To The End of Love”.
W finalne ponownie ukazała się Matylda Damięcka i nadzwyczajne przekazała słowa pieśni „Jeśli wola twa” / „If It Be Your Will” dając możliwość zaprezentowania kunsztu wszystkim towarzyszącym muzykom: Andrzejowi Rajskiemu, Michałowi Mareckiemu, Bartkowi Gasiulowi, Bartkowi Kapłońskiemu, Michałowi Tomaszczykowi, Łukaszowi Korybalskiemu, Mariuszowi Kozłowskiemu, Michaelowi Jones’owi i Leszkowi Biolikowi, który całość opracował muzycznie.
Ten wzruszający, wysmakowany koncert wymyślił Marcin Tercjak – kurator sekcji muzycznej Festiwalu Łódź Czterech Kultur, doświadczony radiowiec, dziennikarz, pomysłodawca i realizator wielu ciekawych projektów artystycznych, którego wsparł Maciej Pilarczyk; za reżyserię, scenografię i produkcję odpowiadał Błażej Dymek.
Nie byłoby tego wydarzenia, gdyby nie upór, talent i miłość do twórczości Leonarda Cohena, jaką zaszczepili w dwóch pokoleniach Polaków Maciej Karpiński i Maciej Zembaty (zm. 2011 r.) – tłumacze i popularyzatorzy dokonań wielkiego poety i pisarza, który zmarł w Los Angeles 7 listopada 2016 roku, ale wcześniej, bo 19 lipca 2013 r. zdążył dać niezapomniany występ w łódzkiej Atlas Arenie (> link).
→ Mariusz Baryła
23.09.2017
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
• więcej o Leonardzie Cohenie: > tutaj