W swojej najnowszej książce pt. „Węgrzy, Szkoci i Ormianie” dr Marcin Łukasz Majewski odniósł się do domorosłych krzewicieli historii, cieszących się uznaniem urzędników i opłacanych przez magistrat mediów.
Zdecydowana większość osób oglądających telewizyjne pogawędki lub czytających, często bardzo obszerne, artykuły miejskich kronikarzy nie konfrontuje podawanych przez nich treści z dostępnymi źródłami i przyjmuje je w dobrej wierze. Brak dostatecznej wiedzy u odbiorców powoduje, że tworzone przez ignorantów mity łatwo się utrwalają. Nierzetelne, czy wręcz kłamliwe informacje deformują historyczny obraz miasta i, co gorsza, rozprzestrzeniają się jak wirus poprzez lokalne środki masowego przekazu.
Bardzo krytycznie działania czworga piotrkowskich „przewodników po przeszłości” podsumował M. Majewski (ur. 1988) – historyk, pracę doktorską pt. “Parafia prawosławna p.w. Wszystkich Świętych z siedzibą w Piotrkowie Trybunalskim w latach 1788-1939” obronił w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor m. in. wielu opracowań dotyczących grup etnicznych zamieszkujących Piotrków. We wstępie do oceny ich pracy naukowiec stwierdził:
Paradoksalnie popularyzatorzy historii mogliby w znaczący sposób przyczynić się do rozwoju naszej wiedzy o Piotrkowie, gdyby pokusili się o prowadzenie własnych badań archiwalnych. Niestety, działanie zgodnie z istniejącym powszechnie stereotypem, wedle którego pasjonaci historii zarzucają poszukiwania archiwalne, ograniczając się wyłącznie do „przepisywania” książek naukowych na język bardziej zrozumiały, nie przyczyniają się do rozwoju wiedzy o przeszłości. Popularyzatorski charakter publikacji nie zwalnia ich autorów od prowadzenia kwerendy archiwalnej.
Kisson-Jaszczyński
O Watsonie opowiada w jednym z rozdziałów swojej książki Jerzy Kisson-Jaszczyński – pisze Majewski. Krótka, popularyzatorska, wielokrotnie mij ająca się z prawdą historyczną publikacja nie wniosła niczego nowego do naszej wiedzy o osiadłych w Piotrkowie Szkotach. Co więcej, piotrkowski dziennikarz, błędnie odczytując wyniki analiz Krzysztofa Pacelta, szkockie pochodzenie przypisał Krzysztofowi i Elżbiecie Amendom, którzy ze Szkocją nie mieli nic wspólnego.
(…) Nie powiększył naszej wiedzy o przybyszach znad Dunaju. Podobnie jak w rozdziale o Aleksandrze Watsonie, autor mija się z prawdą historyczną oraz razi liczbą merytorycznych błędów.
Warchulińska
Niezbyt udane próby popularyzatorskie w Piotrkowie podejmuje w ostatnich latach lokalna dziennikarka Agnieszka Warchulińska – zauważa historyk. W swoich pracach korzysta ona ze źródeł prasowych i archiwalnych, ale prowadzone przez autorkę poszukiwania charakteryzują się dużą wybiórczością i niedokładnością, a odnalezione źródła bardzo często są przyjmowane bezkrytycznie, co prowadzi do licznych, niestety także faktograficznych, pomyłek.
Gajda i Józefacki
Innym przykładem niewłaściwej popularyzacji są programy lokalnej stacji telewizyjnej prowadzone przez Leszka Józefackiego i Stanisława Piotra Gajdę.
Wbrew twierdzeniom Leszka Józefackiego – laureata Złotej Wieży Trybunalskiej i współgospodarza programu telewizyjnego „Piotrków, którego już nie ma”, nadawanego w TV Piotrków, napis na belce stropowej w kamienicy Wierzbiczów został wyryty nie w języku staropolskim, tylko po łacinie.
Przełamanie bylejakości
Majewski docenia wartość merytoryczną periodyku historycznego „KurieR – Kultura i Rzeczywistość” założonego i kierowanego przez współpracownika „Gazety Trybunalskiej” red. Pawła Reisinga:
W Piotrkowie przykładem dobrej popularyzacji, opartej także na kwerendzie archiwalnej, są artykuły publikowane na łamach czasopisma „KurieR – Kultura i Rzeczywistość”. Większość ukazujących się na łamach „Kuriera” przyczynków dotyczy jednak dziejów Piotrkowa w XX wieku.
Archiwalne numery samofinansującego się czasopisma można nabyć w księgarni znajdującej się w Rynku Trybunalskim. Polecamy!
→ (mb)
29.12.2017
• repr. i foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska, youtube.com
• czytaj także: >
Takie konfabulacje są też w bieżącej prasie, np. w “Dzienniku Łódzkim”, który kilka lat temu pisał o remoncie mostu na ul. Wolborskiej na Strawie albo o wypadku w Polichnie na DK12.
A za kilkadziesiąt lat z takich kłamstw ludzie będą pisać prace zawierające przekłamania.
Zgadzam się z panem doktorem, że powielanie informacji bez sprawdzenia źródła (w tym w archiwach) jest podstawowym błędem i zdarza się zbyt często. Także opieranie się TYLKO na wypowiedziach osób, które były świadkami zdarzeń jest ogromnym błędem. Pamięć ich zawodzi, ponadto prawie każdy wybiela siebie i stara się oczernić swojego rywala, wroga, przeciwnika. Niekiedy historie są zmyślane, aby pokazać swoje bohaterstwo, czy swój kunszt. Szczególnie wtedy, gdy nie było innych świadków. Wystarczy poczytać niektóre dodatki HISTORIA polskich tygodników. Konfabulacji nie brakuje…