Łódź, o czym już kilkukrotnie wspominaliśmy podczas sprawozdań z wydarzeń artystycznych odbywających się w drugim co do wielkości mieście w Polsce, wyrasta na potęgę kulturalną i kulturotwórczą.
Wielka w tym zasługa organizatorów festiwali i przeglądów filmowych o zasięgu międzynarodowym lub takich, gdzie pokazy filmowe i spotkania z twórcami wpisują się w szerszy kontekst. „Transatlantyk”, „Kamera Akcja”, „Mediaschool”, „Łódź Czterech Kultur”, „Człowiek w zagrożeniu”, Montaż Film Festiwal, „Cinergia” – to przykłady imprez, które dzięki wysokiej jakości merytorycznej i organizacyjnej w sposób trwały zapisały się na mapie krajowych wydarzeń.
W miniony piątek, 23 listopada, nastąpiło uroczyste otwarcie kolejnej edycji Forum Kina Europejskiego „Cinergia”. Festiwal w tym roku obchodzi 26-lecie swojego istnienia. Wymyślił go Sławomir Fijałkowski – wielki miłośnik kina, prezes stowarzyszenia „Łódź filmowa”, menadżer kultury, wykładowca w Szkole Filmowej – niezmiennie kierujący jego organizacją. Do współpracy zaprosił Marcina Tercjaka – producenta, dziennikarza od wielu lat związanego z Radiem Łódź – powierzając mu oprawę muzyczną imprezy.
Dzięki staraniom obu animatorów, a także wsparciu miasta Łódź i Łódzkiego Centrum Wydarzeń, w sobotni wieczór, 24 listopada, na scenie Filharmonii Łódzkiej wystąpił światowej sławy brytyjski skrzypek i kompozytor Nigel Kennedy wraz z towarzyszącym mu kwartetem.
Bilety na koncert zatytułowany „Magician of Lublin” & Gershwin rozeszły się błyskawicznie tym bardziej, że nie były specjalnie drogie (120 i 90 zł).
Na podium, obok siedzisk dla muzyków znalazły się: fortepian marki Steinway & Sons (bo przecież Gershwin), pikowana, miodowa kanapa i kilka białych ręczników, z których dwa spoczęły w otwartej paszczy grand piano.
Punktualnie o godzinie 19.00 na scenie pojawiło się czterech instrumentalistów ubranych w dżinsy i koszulki zespołu piłkarskiego Aston Villa, którego Kennedy jest wielkim fanem, z umieszczonymi na plecach ich nazwiskami. Mistrz ceremonii miał na sobie ciemno grafitową koszulę, czerwoną koszulkę, szare bojówki, seledynowe, sportowe buty i skarpetki różniące się kolorem. Charakterystyczne uczesanie nawiązywało stylem do subkultury „punkowej”.
I zaczęło się… Delikatnie i poważnie od solowego popisu Kennedy’ego, który grając na XVIII-wiecznym instrumencie momentalnie skupił na sobie uwagę widowni, tworząc atmosferę wyjątkowości.
Następnie, aby przełamać dostojne skupienie widowni, sięgnął po elektryczne skrzypce i wraz z zespołem, wyposażonym w instrumenty strunowe: wiolonczelę, kontrabas i dwie gitary akustyczne, wypełnił salę radością i pogodą.
W dalszej części koncertu, przedzielonego dwoma przerwami: 15-minutową (na „napoje” i przebranie, tym razem w kontrastową koszulę z wizerunkiem Jimi’ego Hendrix’a) i kilkuminutową na wręczenie Kennedy’emu nagrody „Złotego glana”, usłyszeliśmy kompozycję Brytyjczyka inspirowaną powieścią noblisty Isaaca Bashevisa Singera pt. „Sztukmistrz z Lublina”, wybrane dzieła George’a Gershwin’a, a także dwa utwory skomponowane przez Krzysztofa Komedę: „Moją balladę” i „Nim wstanie dzień”.
Tradycyjnie, podczas trwającego blisko 3 godziny spektaklu, Kennedy zagadywał publiczność, żartował, tupał w rytm muzyki, pił herbatę, zasiadał na kanapie, odbierał laurkę od kilkuletniej Kasi – jego wielkiej miłośniczki, a nawet kopnął w kierunku publiczności zwiniętą w kulkę kartkę papieru ze swoim wystąpieniem, ale przede wszystkim czarował, intrygował i upajał interpretacją 700 osób wpatrzonych w niego, jak w brylant.
Nie jest łatwo opisać jego wirtuozerię i geniusz, którymi dzieli się z publicznością na największych i najbardziej prestiżowych festiwalach i scenach na świecie. Potrafi być obrazoburczy, nieprzewidywalny, rubaszny, klezmerski, by za chwilę pokazać moc niezwykłej czułości, wrażliwości, wyrafinowania i czystego piękna; skrzypek potrafi wydobyć z instrumentu dźwięki tyleż łagodne, co wzniosłe, lekkie i subtelne, ale też dzikie i przerażające.
„Dotykanie”,”smakowanie” sztuki wiolinisty oraz obserwowanie tej niezwykłej osobowości jest nie tylko przyjemnością, ale i wyzwaniem polegającym na znalezieniu klucza do jego emocji i wyobraźni.
Słuchając Nigel’a Kennedy’ego można odnieść wrażenie, że przebywa się w niebie i że nie ma złej muzyki, są tylko słabi wykonawcy.
Pozostaje mieć nadzieję, że zamieszczona poniżej fotorelacja choć w niewielkim stopniu zaprezentuje atmosferę, jaka panowała w łódzkiej filharmonii.
→ M. Baryła
26.11.2018
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
• więcej sprawozdań z koncertów: > tutaj
© materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie treści tylko za zgodą wydawcy „Gazety Trybunalskiej”.