Wydawać by się mogło, że obchody 20-lecia istnienia klubu, którego zawodnicy tworzyli historię sportu zdobywając medale na najbardziej prestiżowych imprezach krajowych i światowych, będą okazją do godnego podziękowania osobom i instytucjom za ich wkład i trud w rozwój tak szlachetnej dyscypliny jaką są zapasy.
Niestety. Jak zawsze w Piotrkowie zwyciężyła bylejakość. Jubileusz ograniczył się do wręczenia okazjonalnych medali, których wartość można przyrównać do zawieszek nabytych na odpuście.
Zaś nadużywany przez lokalne media rzeczownik “gala”, poprzedzony przymiotnikami: “wielka” i “uroczysta”, okazał się tak samo zgodny ze stanem faktycznym jak “eleganckie garnitury”, w których, według witryny “epiotrkow.pl”, wystąpić mieli zaproszeni goście (> link).
Podczas świętowania 20. rocznicy powstania Atletycznego Klubu Sportowego nie powinno zabraknąć przedstawicieli Kancelarii Prezydenta RP, Ministerstwa Sportu i Polskiego Komitetu Olimpijskiego, bo osiągnięcia jakie mają na swoim koncie choćby Piotr Stępień, Włodzimierz Zawadzki, Bogdan Daras, Czesław Kwieciński, Mateusz Bernatek, Dawid Szkodziński, Radosław Grzybicki, Michał Jaworski i in. w pełni predestynują ich do otrzymania odznaczeń państwowych i przyjęcia gratulacji od wysłanników prezydenta i rządu.
Zamiast tego musiały im wystarczyć powinszowania od skompromitowanego przewodniczącego rady miasta Błaszczyńskiego i serdeczności od wiceprezydenta Karzewnika, który sport kocha i rozumie w takim samym stopniu, co potrzeby ciepłownicze Piotrkowa.
→ (mb)
2.12.2019
• na zdjęciu górnym od prawej: Marian Błaszczyński – przewodniczący rady miasta, Adam Karzewnik – wiceprezydent Piotrkowa, Paweł Grzybicki – były zawodnik, czterokrotny mistrz Polski w zapasach, Grzegorz Bielecki – działacz sportowy, były prezes AKS. Foto: AKS, źródło: facebook.com/akspiotrkowtryb/
Czy pojawi się ktoś, kto napisze o zapaśnikach piotrkowskich? Za domem kultury była
mała salka w oficynie, rządził w niej Kieruszyn, a pomagał Haładaj. Kwieciński miał brata
bliźniaka, kierownika LOK. Mistrzów mieliśmy zawsze. Sam zaliczyłem może ze trzy treningi, bo bardziej interesowała mnie akrobacja i poszedłem do Kardasa na Żwirki. Ale na salkę zapaśników zawsze zaglądałem bo trenowali koledzy i bywali mistrzami, a potem trenerami. Jak wstawili batut, to każdy chciał kręcić salta. Zabawa była niezła, a o smartfona nie musieliśmy się martwić. Może dzięki temu, choć zaliczyłem tysiąc upadków nie złamałem nawet jednej kosteczki.
ps. G. Bielecki też był mistrzem.
To, że nie było nikogo z ministerstwa, nie dziwi tak bardzo jak to, że nie było i nie uhonorowano chyba jednego z najstarszych i najwierniejszych sponsorów masarni Bieniek, której logo nadal wisi na stronie AKS-u .
Jak się mylę proszę o wyprowadzenie z błędu …
czy zawsze musi pan wszystko odwrócić do góry nogami? żenada… ale to podobno podpucha jednego z uczestników… tak mówią na mieście…