Fryzjer ze Starowarszawskiej

Na tej biednej ulicy, opuszczonej nawet przez duchy byłych mieszkańców, uchował się fryzjer męski. Nie zakład, nie salon, nie studio fryzur, tylko zwyczajnie, po ludzku: fryzjer męski.

Do Piotrkowa dotarła moda z dużych miast – pojawiły się barber shopy, które przyćmiły salony fryzjerskie i stylistów fryzur. Odkąd przybyło metroseksualistów i ujawnionych gejów takie miejsca zyskały na popularności. Gładzenie brody, maseczki pod oczy, okłady, masaż twarzy, fantazyjne przystrzyganie zarostu, kawa, herbata, whisky i … Ukrainki w roli golibrodów.

Kilka metrów kwadratowych, sufit z boazerii, dwa fotele, tanie mebelki, cztery krzesła i wieszak. Maszynki do strzyżenia, pamiętające lata 60., wiszące na stalowych haczykach pomiędzy lustrami. Na białej kartce wyraźny napis: “strzyżenie tradycyjne – 20 zł”. Fryzjer Fijołek Mirosław, jak zawsze starannie uczesany i ogolony.

Jakoś się żyje…

Kiedyś Starowarszawską płynął potok ludzi, był to główny szlak pieszy ze śródmieścia na wschód – na osiedle Wyzwolenia. Ulica nie cieszyła się dobrą sławą, ci którzy bali się stojących w bramach tubylców, często po wyrokach, wybierali równoległą ulicę Garncarską – wiele lat po wojnie jeździły tędy autobusy do Sulejowa, ich przystanek ustawiono na placu Niepodległości.

Starowarszawska była samowystarczalna, w Rynek szło się tylko do apteki, a w Sieradzką do “Marioli” – jedynych delikatesów w mieście – po koniak, kawę i lepsze papierosy dla doktora.  Był tu sklep warzywniczy, spożywczy, rybny, mała gastronomia, punkty usługowe – obowiązkowo zegarmistrz, punkt naprawy telewizorów, a nawet złotnik.

Niestety, Piotrków nie wydał na świat żadnego pisarza, który stałby się, jak np. Hłasko czy Nowakowski, kronikarzem miasta – tego prawdziwego, nie blokowisk za torami kolejowymi, miasta, które miało swoją kulturę, koloryt, zasady i charakterystyczne postacie.

→ (mb)

21.02.2020

• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

 

4 Replies to “Fryzjer ze Starowarszawskiej

  1. Do marioli szło się po alpagę. Przywozili w piątek z Sieradza.
    Zaszalał redaktor z tym koniakiem. Bywał czasem ararat, albo słoneczny brzeg, ale żeby to był koniak to nie wiedziałem. Kawa bywała, nie powiem.

    1. Był pełen wybór winiaków produkowanych w demoludach, na które zwyczajowo mówiło się koniak. Pliska, Słoneczny Brzeg, wspomniany Ararat itd. W powietrzu unosił się zapach mielonej, w ogromnym młynku, kawy. Słodycze i monopol znajdowały się po zachodniej stronie sklepu. Tak to pamiętam. (mb)

  2. Pamiętam wychowałam się na Starowarszawskiej , urodziłam się w latach 70 . Pamiętam mały bar szybkiej obsługi, rybny , warzywniak u p. Zeni, sklep Kasia. Widzę to powrót do dziecinstwa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.