Wigilijny stół

Niedługo zasiądziemy do Wigilii. Na naszych stołach znajdzie się dwanaście potraw. Dwanaście wigilijnych potraw to symbol dwunastu uczniów Jezusa i odwołanie do liczby miesięcy w roku.

Nasze stoły zapełnią potrawy, które, tak naprawdę, pochodzą z jadłospisu niezamożnego polskiego chłopa. To, co jedli chłopi, uzależnione było od tego, co dawały pole, las, łąka i tego, co zostawało w obejściu po sprzedaży wytworów gospodarstwa. Jedzenie mięsa było wielkim świętem, zbytkiem. Kolberg pisał: Lud w ogóle ubogim jest i był, więc przywykł poprzestawać na małem.

Ten skromny wiejski zestaw wigilijnych dań stał się niewzruszoną tradycją polskich stołów na wieki.

Co znajdowało się w domu chłopa zimą? Beczka kiszonej kapusty, worek cebuli, ziemniaki, marchew, buraki… Przy piecu wisiały wianki suszonych grzybów, woreczki z suszonymi borówkami i tym wszystkim, co dał las.

W stodole stały worki z mąkami, kaszą, grochem… No i mak. Z niego tłoczono olej, a makowe wytłoki były cenną paszą. Rozsiewający się sam, niepotrzebujący specjalnych zabiegów, był przyrządzany na wiele sposobów: pieczono makowce, ciasteczka makowe, sporządzano kutię. Znano także jego lecznicze, przeciwbólowe i nasenne właściwości.

Tradycyjne potrawy: zupa grzybowa, barszcz czerwony z uszkami, kapusta z grochem, kapusta z grzybami, karp w galarecie… Karp to podła ryba, tania i pogardzana, właściwie nie znana poza Polską. Mieszka i rośnie w byle stawie, a staw jest w każdej wsi, przecież… Żelatyny nie potrzeba, we łbie i płetwach jest tyle zagęstnika, że po ugotowaniu wywar stawał, że hej. Zresztą, karp pojawił się jako obowiązkowy na polskim stole niedawno, za Cyrankiewicza, ale to osobna historia…

Śledź to odrzut z sieci rybackiej. Jadła go biedota; zasolony długo zachowuje świeżość. Ser na sernik dawała Krasula, podobnie, jak śmietankę i masło. Słodziło się głównie miodem, a ten łatwo było znaleźć w lesie, jeżeli nie było pasieki w obejściu. Kompot z suszu, orzechy… A rodzynki to nic innego, jak suszone owoce winorośli.

Właściwie, wszystkie produkty były darmo lub prawie darmo. O ich symbolice można by pisać długo, ale nie o to przecież chodzi. Wigilia, czyli czuwanie, to oczekiwanie na coś cudownego, co przyniesie odmianę, dobro, polepszy nasz los. To niewzruszona tradycja, która jednoczyła naród pozbawiony państwa. A – pamiętać trzeba, że wokół zaborcy gromadzili się wokół innych niż katolicki, Kościołów.

Może dlatego nie ma takiego drugiego kraju, w którym Wigilia Świąt Bożego Narodzenia podniesiona została do rangi Święta ważniejszego, niż sam dzień narodzin Pana. Jako naród przez wiele, wiele lat musieliśmy czekać. I nadal czekamy. Pięknie pisze o tym Zofia Kossak-Szczucka: Polska przeżywa głęboko radość nocy betlejemskiej, łącząc po swojemu stare wierzenia z nowymi. Wilia, wieczerza o charakterze sakralnym, jest tak mocno związana z nami uczuciowo, że w oczach wielu Polaków przesłania właściwe święto. Staje się treścią, miast wstępem. Potrawy spożywane w czasie Wilii, ich sposób przyrządzania, ich kolejność są tradycyjne, symboliczne, niezmienne.

Na dworskich stołach stawiano zupę migdałową, szczupaka w sosie szafranowym, smażone liny, liny w galarecie, okonie, sandacze, karasie, flądry, pstrągi, kawior, jesiotra, pasztet z wątróbek z ryb w cieście francuskim, tort marasquinowy, strucle na migdałowym mleku…

Smacznego.

→ Maryla Miła

23.12.2020

• foto: pixabay.com

Maryla Miła (ur. 1957 r. w Piotrkowie Trybunalskim) – absolwentka Uniwersytetu Łódzkiego i Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, z “Gazetą Trybunalską współpracuje od czterech lat.

 

2 Replies to “Wigilijny stół

  1. Pojadłem odpadu z sieci, to mogę odnieść się do tych worów w chłopskiej stodole.
    Raczej ich tam nie było, bo jeśli były, to stały w komorze. Były zbyt cenne, żeby stały w stodole. Nędza chłopska była dość powszechna i znana. Wianuszki grzybów wisiały na strychu dworu. Las był pański i można było zbierać, ale należało się dzielić. Miód był u bartnika, ot tak sobie nie mógł każdy go wybierać. Z lasu darmowy był chrust.
    Na przednówku w worach było tyle, że ledwie starczało na siew. Groch był łuskany na bieżąco i w worach nie stał. W stawie ryby nie rosły same, ktoś je hodował i darmo nie były. Odpad sieci był tani, bo łatwy w przechowaniu, dostępny w karczmie, na chłopskim stole rzadkość. Co innego u Skandynawów.
    Jak wiadomo wszystkim, kurę chłop jadł gdy był on chory, albo kura chora.
    Większość pożytków z gospodarstwa rolnego szła na przedaj, nawet za cenę głodu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.