Hejt – dla jednych jest problemem, dla innych narzędziem w osiąganiu zysków

Z hejtem można walczyć. Należy zgłaszać go moderatorom, tworzyć programy do automatycznego usuwania nieetycznych wypowiedzi oraz wtyczki do przeglądarek internetowych, które blokowałyby nienawistne komentarze. Te już dawno przestały nieść jakąkolwiek treść, stały się za to płachtą na byka w grze, w której bykiem są wszyscy – twierdzi dr Paweł Trzaskowski.

Trzaskowski jest sekretarzem i członkiem Zespołu Etyki Słowa Rady Języka Polskiego PAN, doktorantem Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, językoznawcą i anglistą. Kieruje także sekcją językową Polskiego Radia. W swojej rozprawie doktorskiej zatytułowanej “Hejt w komentarzach internetowych – pragmalingwistyczna analiza zjawiska” skupił się na ukazaniu i wytłumaczeniu zjawiska nienawiści w komentarzach internetowych.

Oto, na co badacz zwrócił uwagę:

Przyjąłem, że hejt to taki sposób mówienia o kimś w Internecie, który sprawia, że odbiorca danego komunikatu może pomyśleć o opisywanej osobie czy grupie gorzej niż przed otrzymaniem takiego komunikatu.

(…)

Są dwa główne powody posługiwania się hejtem. Pierwszy powód jest merkantylny – są osoby, które dostają pieniądze za to, że kogoś dyskredytują, np. trolle polityczne. Jak wiele takich osób jest – trudno jednak zbadać. A drugi powód jest emocjonalny.

Ktoś stosuje hejt, aby wyładować frustrację – obniża czyjś status, a przez to sam się czuje ważniejszy, lepszy, może uważać, że ma na coś wpływ.

(…)

Przemoc jest zawsze związana z uzurpowaniem sobie władzy przez kogoś silniejszego nad kimś słabszym, a krzywda wyrządzana jest dla czyjegoś zysku. I tak jest w przypadku hejtu. W sekcji komentarzy przypuszczany jest na ofiarę atak. Ta osoba nawet gdyby chciała, nie jest w stanie się obronić, bo zostanie zakrzyczana. Jest dysproporcja sił, wyrządzana jest komuś krzywda. A hejter czerpie z tego jakiś zysk.

(…)

Po pierwsze hejter znajduje punkt zaczepienia: chwyta się czegoś, żeby zdyskredytować drugą osobę. To może być jej seksualność, wygląd albo zarzucenie komuś hipokryzji i cynizmu, wytknięcie obcości, zależności czy braku wiarygodności.

(…)

Jeśli chodzi o techniki dyskredytacji stosowane w ramach hejtu, to można wśród nich wyodrębnić m.in.: szydzenie (ośmieszenie osoby, wyśmianie jej cech), deprecjację (wyzwiska, obelgi), etykietowanie (zaliczenie osoby do jednej, źle kojarzącej się kategorii), odwracanie uwagi (odnoszenie się do tematu zupełnie innego niż meritum), a także prowokację (np. atakowanie czułych punktów osoby – jej intymności, rodziny).

(…)

Jest kilka typów hejterów: “żartownisie” (chcą wywołać śmiech), “krzykacze” (używają krótkich, często wulgarnych wypowiedzi), “oburzeni” (dają wyraz swojemu niezadowoleniu) oraz “informatorzy” (dzielą się z innymi wiedzą).

(…)

Hejt wciąż jest zjawiskiem świeżym, jeszcze nie okrzepł, ewoluuje i mutuje jak choroba, jak choroba też szkodzi. Podobnie jak piractwo i pornografia, żeruje na kształtującym się ciągle społeczeństwie ery internetowej. Do hejtu popycha nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim nienawiść, uczucie graniczne, najgorsze, na jakie język polski znajduje określenie. To może być okrucieństwo — uczniowie na warsztatach z etyki słowa mówią nam, że znęcanie się nad słabszym daje im poczucie własnej siły. To może być zazdrość i wstyd — polski termin „hejt” pochodzi od angielskiego „to hate on”, wyrażenia potocznego, które mówi o krytyce motywowanej przede wszystkim zawiścią, a ta często rodzi się z poczucia niższości wobec innych. Wreszcie to może być strach — obawa przed nieznanym, która jeszcze nie zdążyła przekształcić się w to najgorsze z uczuć.

(…)

Moderatorzy powinni stosować sprawiedliwy i przejrzysty system nagród i kar dla użytkowników. Komentujący powinni więc wiedzieć, za co zostali ukarani (np. usunięciem ich wypowiedzi lub banem) i powinni móc się od tej kary odwołać. Jeśli system banowania nie jest przejrzysty, hejterzy wracają i są jeszcze bardziej agresywni.

Oprócz kar warto przewidzieć również nagrody dla komentujących, aby wartościowe wpisy były doceniane. I tak na przykład – jak podaje badacz – w portalu The New York Times użytkownicy mogą wybrać, jakie komentarze mają być dla nich widoczne: wszystkie, wybrane przez redakcję lub dobrze ocenione przez innych czytelników. Taki podział na sekcje sprawia, że komentujący mają motywację do pisania starannych, przemyślanych wpisów.

Choć spostrzeżenia dr Trzaskowskiego są bardzo cenne nie dotykają podstawowej kwestii: z jakiego powodu administratorzy stron zezwalają na publikację nienawistnych komentarzy? Kwestię tę wyjaśnił w rozmowie z “Gazetą Trybunalską” wydawca jednego z prawicowych portali informacyjnych. Stwierdził mianowicie, że hejterzy są potrzebni i należy o nich dbać, gdyż mają niepośledni wpływ na ilość odsłon, a to z kolei przekłada się na większe wpływy z reklam generowanych przez największego dostawcę – Google.

Każdemu rozsądnemu człowiekowi wyda się to niemoralne i sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, ale fakty są przykre – pieniądz napędza internet, a ci, którzy dbają o kulturę wypowiedzi, lub całkowicie rezygnują z zamieszczania komentarzy nie mogą liczyć na zyski, nawet zbliżone, do tych, które osiągają witryny pielęgnujące czy wręcz prowokujące do korzystania z mowy nienawiści.

Oprócz tego, jak można dziwić się anonimowym komentatorom, stosującym słowną przemoc, skoro publiczna stacja telewizyjna, w swoich programach informacyjnych, usankcjonowała posługiwanie się manipulacją, kłamstwem i mową nienawiści.

→ oprac. (mb)

26.04.2023

• foto: pixabay.com

• czytaj także: > “Czy PiS ucierpi po aferze z hejtowaniem sędziów?”

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.