40 lat temu, 19 października 1984 r., funkcjonariusze IV departamentu MSW zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę, duszpasterza ludzi pracy i „Solidarności”.
Porwania ks. Popiełuszki dokonali trzej oficerowie SB z IV Departamentu MSW zwalczającego Kościół katolicki: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski.
19 października 1984 r. wyjechali do Bydgoszczy służbowym fiatem 125p. Na trasie Toruń – Bydgoszcz zatrzymali samochód Volkswagen Golf, którym jechali ks. Popiełuszko oraz jego kierowca Waldemar Chrostowski. Funkcjonariusze założyli kierowcy na ręce kajdanki i knebel na usta. Księdza, który nie chciał wejść do samochodu, oprawcy pobili do nieprzytomności i zamknęli w bagażniku. Chrostowskiemu w czasie jazdy udało się wyskoczyć z samochodu, co było o tyle dziwne, że nie odniósł większych obrażeń i nie został ponownie schwytany przez esbeków.
Kiedy oprawcy zatrzymali się w okolicy hotelu Kosmos w Toruniu i otworzyli bagażnik, ksiądz zaczął uciekać. Po kilku uderzeniach pałką stracił jednak ponownie przytomność i znów został zamknięty w bagażniku. Podczas dalszej jazdy porywacze, obawiając się blokady dróg, zdecydowali się zabić ks. Popiełuszkę. Przywiązali do jego nóg worek kamieni, usta zakleili plastrem, a następnie wrzucili go do zalewu w pobliżu Włocławka.
W chwili śmierci duchowny miał 37 lat.
W procesie morderców księdza (tzw. procesie toruńskim) Piotrowski został skazany na 25 lat więzienia, jego przełożony, wiceszef IV departamentu MSW Pietruszka – także na 25 lat; Pękala – na 15 lat i Chmielewski – na 14 lat.
Wszyscy wyszli z więzienia przed upływem całej kary. Piotrowski opuścił więzienie w 2001 r., Pietruszka po dziesięciu latach (1995 r.), Pękala – po pięciu (1990 r.), Chmielewski – po ośmiu (1993 r.).
Do dziś nie wiadomo, czy za mordercami i ich bezpośrednim przełożonym z IV departamentu MSW stali wyżej usytuowani mocodawcy.
19 października 1984 roku ksiądz Jerzy, podczas spotkania Duszpasterstwa Ludzi Pracy w Bydgoszczy, powiedział:
Módlmy się, abyśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.
6 czerwca 2010 r. w Warszawie, na placu Piłsudskiego, pod przewodnictwem delegata papieża Benedykta XVI arcybiskupa Angelo Amato odbyła się msza beatyfikacyjna ksiądza Jerzego Popiełuszki; jako męczennik za wiarę został ogłoszony Błogosławionym Kościoła Katolickiego.
→ PAP / oprac. (kk)
19.10.2024
• grafika: barma / Gazeta Trybunalska
“wrzucili go do Zalewu Wiślanego w pobliżu Włocławka.”
To był Zalew Włocławski, zwany również Jeziorem Włocławskim. Wiślany leży w innym miejscu. Proszę o poprawienie tego błędu.
Wiadomo kto.
Połóż sobie na mózg te cztery sztuki tej podziemnej “bibuły”, to może będziesz mądrzejszy.
ms, już jestem mądrzejszy – np. od takich jak ty…
Ale dziękuję za troskę o mój poziom intelektualny. Spróbuj i ty, wszak trening czyni mistrza.
Wiadomo kto
Jakie masz uprawnienia do wydawanie takiej opinii, kto Ciebie ustanowił recenzentem działań ks. J. Popiełuszki?
A tobie kto pozwolił na tą propagandę? Chyba nie powiesz, że masz glejt od najwyższego szefa Popiełuszki oraz innych takich? Jak ci dostarczył ten papier?
Drogą, której Ty nie zrozumiesz – bo to wyjaśnia zasada zachowania materii.
Z tego co jest napisane w internecie, to Piotrowski nie za długo nacieszył się wolnością i wrócił do kicia w 2002 (ze względu na groźby skierowane w stronę ważnej osoby publicznej) i opuścił je w czerwcu 2003… 😛🤔
A tak wgl to do dziś wielu się zastanawia,jaki byłby dzisiaj w tej zupełnie innej Polsce (gdyby hamował trochę z głoszeniem swoich poglądów, a jego zdrowie byłoby lepsze)… czy tak samo byłby skromnym kapłanem bez skazy? 🤔
No i jest okazja do organizowania kolejnych superjubli!!!
Prawda jest taka, że gdyby żył, to wszyscy uśmiechaliby się dziś na temat jego “dokonań”. Bredził na tematy, o których nie miał zielonego pojęcia, był nieposłusznym księdzem i urwał się spod opieki swoich przełożonych, był nieudolnym i śmiesznym konspiratorem. Jedynym “sukcesem”, który mu wyszedł była jego własna śmierć. Tak naprawdę, śmierć bezsensowna i głupia, nikomu (no, prawie nikomu) nie potrzebna. “Konspiratorów” ujadających na komunę było wtedy na całe kopy i jeden w tą czy w tą, jeden więcej, jeden mniej – to naprawdę nie robiło na nikim żadnego wrażenia. Popiełuszko był rozgrywany na wiele frontów, ot chociażby przez jego własnych kościelnych towarzyszy, którzy mieli straszak wobec tzw. komuny. Przez Solidurność – bo przecież oni sami nie musieli narażać własnych tyłków i mogli “walczyć” z władzami PRL posługując się jego nieodpowiedzialną działalnością. Popiełuszko był też wygodny dla niektórych odłamów pezetperowskiego betonu, który w jego osobie zyskiwał wygodny straszak wobec partyjnej, tej bardziej ugodowej, frakcji. Co zatem sprawiło, że zginął? Zaryzykuję i powiem tak: głupota!
Tak czy inaczej, chłop niepotrzebnie stracił marne życie, a zyskała “Solidurność”, która pięć lat później tak okrutnie rozprawiła się z ideałami głoszonymi przez Popiełuszkę. Konsekwencje ich łobuzerskiej działalności nasz kraj ponosi zresztą do dzisiaj. Jedynym zwycięzcą tego całego zamieszania został polski kościół. Niedemokratyczny, zaborczy i do nieprzyzwoitości pazerny… Jeszcze dzisiaj, po czterdziestu latach od śmierci Popiełuszki.
Gdyby jeszcze raz trzeba byłoby osądzać kogoś za tą zbrodnię, to Piotrowskich, Chmielewskich oraz innych takich skazałbym na karę śmierci i dopilnowałbym, żeby ich stracono. Kto wie, być może sam bym uczestniczył w egzekucji? Tej głupiej zbrodni, której dopuścili się na szkodę Polski wybaczyć się nie da.
PS. Chcecie poczytać kazania pana Popiełuszki? Mam cztery sztuki podziemnej “bibuły” z tamtych czasów.