Hotel sejmowy od dziesięcioleci uchodzi za jedno z najbardziej zamkniętych miejsc w Polsce. Nie ma tam kamer telewizyjnych ani dziennikarzy, a wejście mają wyłącznie parlamentarzyści.
Oficjalnie to „miejscówka noclegowa dla posłów spoza Warszawy”. Nieoficjalnie — enklawa obyczajowej degrengolady, w której przez kolejne kadencje wylewano morze wódki. Dziś minister rolnictwa Stefan Krajewski (PSL) ogłosił, że po sześciu latach wyprowadza się z hotelu poselskiego — i przy okazji nazwał zjawisko „patologią”, wskazując na konkretne przypadki awantur i nagminnego picia.
W PRL hotel poselski przy Wiejskiej był czymś więcej niż miejscem noclegowym. To tam, w bufecie i tzw. „sali klubowej”, rozwiązywano polityczne spory, podpisywano umowy i ustalano składy komisji. Wspomnienia dawnych pracowników Kancelarii Sejmu z lat 70. i 80. malują obraz „nocnych spotkań” przy alkoholu — elementu, który legitymizował nieformalne układy.
Po 1989 roku zmieniły się szyldy, ale niektóre zwyczaje pozostały. Prasa wielokrotnie opisywała poselskie libacje i ekscesy — od przyśpiewek w Domu Poselskim po sytuacje, kiedy funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej musieli interweniować.
W ostatnich tygodniach zainteresowanie mediów wywołał incydent z 6 sierpnia, gdy posłowie — w tym Dariusz Matecki (PiS), do którego przylgnęła łatka najbardziej wulgarnego i chamskiego parlamentarzysty — mieli hucznie świętować zaprzysiężenie Karola Nawrockiego, co skończyło się interwencją i sporządzeniem notatek poselskich. W publicznych relacjach wskazywane było też nazwisko Łukasza Mejzy jako osoby uczestniczącej w imprezie. Zarówno Matecki, jak i Mejza odnieśli się do zarzutów, zaprzeczając niektórym wersjom wydarzeń.
Alkoholowe ekscesy polityków nie są nowością wyłącznie ostatnich lat. Już w 2013 roku trzech posłów Ruchu Palikota: Marek Domaracki (nieżyjący poseł z Piotrkowa Trybunalskiego), Marek Stolarski i Małgorzata Marcinkiewicz — zostało zawieszonych na trzy miesiące za „zachowanie niegodne członka klubu” po tym, jak mieli pojawić się na pikiecie organizowanej przez Wolne Konopie pod wpływem alkoholu (sprawę relacjonowały m.in. „naTemat” i „Gazeta Wyborcza”). To przykład, że nawet nowe formacje polityczne nie były wolne od wizerunkowych wpadek związanych z alkoholem.
Czytaj: „Kolekcjoner Domaracki”.
Wystąpienie Stefana Krajewskiego ma charakter nie tylko prywatnego gestu — to sygnał, że część parlamentarzystów postrzega hotel poselski jako przestrzeń, gdzie normy społeczne się rozmywają. Krajewski otwarcie mówił o scenach „nie do zniesienia”: zataczających się posłów, nocnych awantur, chowania butelek w lodówkach służbowych. Wskazanie przez niego nazwisk (w dyskusji medialnej pojawiały się m.in. Matecki i Mejza) przenosi debatę z poziomu anegdoty do wymiaru odpowiedzialności publicznej.
Decyzja Stefana Krajewskiego o opuszczeniu hotelu to symboliczny krok, ale nie wystarczy sama w sobie. Potrzebna jest odpowiedzialność środowiskowa — jasne zasady w Domu Poselskim, procedury wobec ekscesów i kultura, która nie normalizuje upojenia alkoholowego jako „elementu życia politycznego”.
Historia Marka Domarackiego i kolegów z Ruchu Palikota oraz współczesne przypadki z udziałem Mateckiego i Mejzy pokazują, że problem ma różne oblicza i ciągnie się przez lata, ale posiada jeden wspólny mianownik: pijackie burdy zawsze wywołują osobnicy, którzy również w pracy parlamentarnej zachowują się niegodnie.
I jak dotąd nie pojawił się ktoś, który sprawę chlania na terenie obiektów sejmowych załatwiłby jednym, skutecznym cięciem, tak aby parlamentarne szumowiny znalazły się poza nawiasem, przynajmniej noclegowni sejmowych.
→ M. Baryła
9.10.2025
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska


nawet pić nie potrafią!
Oj, tam, oj tam. I co takiego się stało?
To że w Polsce chleją niemal wszyscy i wszędzie, nie jest żadną tajemnicą poliszynela. Zawołanie: „co, ze mną się nie napijesz” powinno zostać wpisane na trwale do niematerialnego dziedzictwa naszego narodu. Chleją praktycznie wszyscy, a posłowie są tylko wiernymi reprezentantami wyborców. Nie kimś wyidealizowanym, przyzwoitym do granic, jakimiś specjalnie myślącymi i strasznie robotnymi ludźmi. Bydło wybieramy, to czego chcemy oczekiwać?
Znam dziesiątki, a nawet setki pijaków marzących tylko o tym, żeby umoczyć dzioba. I nie są to tylko ludzie z tzw. marginesu, ale także osoby wykształcone, zajmujące często eksponowane i odpowiedzialne stanowiska. W tym stanowiska z wyboru.
A posłowie? Kto im podskoczy? Kto ich będzie chciał sprawdzać bez narażania się na rozliczne konsekwencje? No i w sejmowym hotelu nie ma też naturalnego hamulca, który najczęściej stanowią kobiety/żony. Nie dlatego, że one same preferują alkoholową wstrzemięźliwość, ale dlatego, że nie będzie miał kto suszyć wybrańcom narodu ociężałych od wódy pustych łbów.
PS. Problem nie dotyczy tylko posłów. Znam chociażby księży, znam lekarzy, znam dyrektorów banków i policjantów, którzy z chlania na umór urządzili sobie sport.
Ale w demokracji społeczeństwo może wywierać presję na polityków i w tym przypadku powinno. Bo ich chlanie i spanie w wygodnych apartamentach opłaca społeczeństwo. Wóda i nocleg w tym hotelu jest po cenach preferencyjnych. Jak chcą się zabawić, to niech wynajmą sobie pokój w np. Marriocie.