Tomasz Miller o nauczycielach

Nauczyciele znowu protestują. Tym razem idzie o zasady wynagradzania pracy przy wyjściach na zajęcia ponadwymiarowe np. wycieczki szkolne. O co tu chodzi? Ano, o to, żeby nauczyciele korzystali ze swoich uprawnień, które ponoć przysługują im w związku z regulacjami zawartymi w tzw. Karcie nauczyciela. Nie owijając w bawełnę, nauczycielom znowu marzy się łatwa kasa.

Chętnie bym im pomógł w ciężkiej pracy, ale mnie marzą się nauczyciele, którzy kierowaliby się ideałami takimi jak jedna z moich nauczycielek.

Dzień nauczyciela na całe życie

Połowa lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Chodzę do szkoły podstawowej, a moją wychowawczynią jest pani Anna, którą nie bez kozery przezywamy „Pticą”. Nic dziwnego, jest przecież nauczycielką języka rosyjskiego, a jej szyję przyozdabia coś na kształt ptasiego zgrubienia, takiego wałka, który czasem można zaobserwować u tokujących gołębi. Ten wałek znałem z przypadków kilku kobiet, które chorowały na tarczycę. Także z przypadku mojej mamy, którą paskudne choróbsko atakowało wtedy coraz bardziej.

Przechodząc jednak do rzeczy, muszę powiedzieć, że był to czas jesienny, że dopiero co skończyliśmy świętować rocznicę wielkiej rewolucji, a na edukacyjnym horyzoncie zaczęły pojawiać się inne wyzwania. Sprawy bieżące ciągle jednak były ważne, a w ślad za nimi kroczyły kartkówki, sprawdziany i nauka na pamięć. Wiadomo, pamięciówka ma wiele zalet, a z pewnością jest podstawą nauki czegokolwiek.

I w tej sytuacji, pani „Ptica”, kazała nam wykuć na blachę jakiś rosyjski wierszyk. Co to było, czy poemat o polsko – radzieckiej przyjaźni, czy rzecz o jakimś wodzu – tego nie pamiętam. Zresztą, w całej historii, którą mam zamiar opowiedzieć, nie ma to żadnego znaczenia.

Zamiast pilnie uczyć się tego wierszyka ja i moi koledzy zaczęliśmy kombinować. Niektórzy – pierwszy raz w życiu. Panią Annę znaliśmy od lat, i wiedzieliśmy, że jest osobą sympatyczną. Jesienią pomagaliśmy jej zbierać ziemniaki z pola, które leżało kilka kilometrów za Sulejowem. W trakcie „kartoflanej wędrówki” natknęliśmy się na dwa różne samochody, którymi podróżowali towarzysze z łódzkiego kuratorium oraz kieleckiego hufca ZHP. Zachwyty i gratulacje z powodu obywatelskiej postawy młodzieży oraz wobec działań pani „Pticy” przez dobry miesiąc były w naszej szkole głównym tematem rozmów.

A zatem, biorąc pod uwagę okoliczności, liczyliśmy na pewną ulgę przy odpytywaniu wierszyka. Niektórzy myśleli o drobnych pomyłkach, inni o zapominaniu całych słów, a byli też tacy, który rozmarzyli się oczekując, że nauczycielka w ogóle zapomni o zadanej pracy domowej. Prawdę mówiąc, dość szybko w tej grupie znalazłem się i ja. Dodatkowo nasze nadzieje rosły, wraz ze świadomością, że w tym ważnym dniu „Ptica” będzie miała imieniny i przed rozpoczęciem lekcji każdy jej wręczy piękne kwiaty.

Kiedy nadszedł długo oczekiwany dzień, „Ptica” całkowicie zawiodła nasze nadzieje. Po przyjęciu życzeń zaraz otworzyła dziennik, i nie zważając na delikatne próby oporu z naszej strony, zaczęła systematycznie przepytywać wszystkich. Robiła przy tym jakieś notatki i coś tam marudziła pod nosem. Szybko zrozumieliśmy, że konsekwencje nieprzygotowania do lekcji będzie musiał ponieść każdy, kto akurat zawinił.

Nie był to jednak koniec upokorzeń, które nas w tym dniu spotkały. „Ptica” doprowadziła do końca przepytywanie klasy i pech chciał, że jedynym potrafiącym recytować ten wierszyk był ostatni w dzienniku Wiesio Żołądkiewicz. A Wiesio to jeden z najsłabszych uczniów w naszej klasie. „Ptica” podeszła do Wiesia i serdecznie go uściskała. Trzymając w jednej ręce dziesiątki podarowanych przez nas imieninowych kwiatów, drugą ręką objęła Wiesia i wyrecytowała: „Dziękuję ci, Wiesiu, za ten jeden jedyny prawdziwy prezent, który w tym dniu od ciebie otrzymałam”.

Opowieść tą zawsze przypominam sobie, kiedy słucham tabunów krzykliwych, ciężko przepracowanych i nisko opłacanych nauczycieli. Zwłaszcza w Dniu Edukacji Narodowej, który dla nich jest jednym z bardzo wielu dni wolnych od pracy. Pracy, która jest ponoć całym ich życiem, pracy którą ponoć oni tak straszliwie kochają.

W całej tej historii faktycznie bez żadnego znaczenia jest czy mieliśmy nauczyć się wtedy wierszyka polskiego, czy też rosyjskiego. Czy wiersz był o rewolucji, czy też o kontrrewolucji. Solidność zawsze powinna znaczyć solidność.

→ Tomasz Miller

19.10.2025

• grafika ilustracyjna: Freepik

• więcej tekstów autora: > tutaj

• więcej tekstów z tagiem nauczyciel: > tutaj

 

 

3 Replies to “Tomasz Miller o nauczycielach

    1. Zawsze możesz dopisać tę kwestię redagując np. swój życiorys. Przykre, ale widać, że niczego z tego tekstu nie zrozumiałaś. A wydawało się, że taka oblatana jesteś… Może jeszcze kiedyś bozia cię oświeci i pojmiesz, w czym rzecz.
      PS. A nauczycielką czasem nie byłaś albo nie jesteś??? W takim wypadku trzeba byłoby uznać, że żadnych złośliwości pod twoim adresem nie pisałem.

  1. Kochani, czuję się zobowiązany do przekazania jedna tylko uwagi. Wiesio faktycznie nazywał się na literę „Ż”, ale na potrzeby tego felietonu – z wiadomych powodów – jego prawdziwe nazwisko musiałem zmienić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *