John Porter pojawił się w w niedzielę 26 czerwca 2016 r. w sali koncertowej im. Henryka Debicha w Radiu Łódź w towarzystwie trzech smukłych gitar: dwóch akustycznych i jednej elektrycznej.
Portera słucham od grudnia 1980 r., od czasu wydania albumu „Helicopters”, z którego pochodzi najpiękniejsza ballada w historii polskiej muzyki rockowej zatytułowana „Life”. Usłyszeliśmy ją także podczas radiowego koncertu, którym, w skróconej wersji, mogli nacieszyć się także radiosłuchacze.
John jest w znakomitej formie intelektualnej i fizycznej, wiem, co piszę, bo widziałem błyszczące oczy kobiet siedzących na widowni i ich uwagi szeptane w przerwach pomiędzy utworami.
Kompozycje Walijczyka brzmią świeżo i atrakcyjnie, choć kilka z nich np. „I’m Just a Singer”, „Caravana Lover” liczą już ponad 30 lat. Na tym właśnie polega owa artystyczna pojedynczość, o której rozmawiałem z wykonawcą po koncercie, ten charakterystyczny, indywidualny sznyt, opierający się upływowi czasu.
John Porter oprócz tego, że jest wytrawnym wokalistą , błyskotliwym muzykiem, bacznym obserwatorem ludzkich dramatów, o których opowiada w tekstach swoich piosenek – jest przede wszystkim artystą, którego twórczość ma duże znaczenie nie tylko dla jego wiernych fanów, ale również dla kultury tego kraju.
A oto nowa piosenka zarejestrowana podczas radiowego występu, nosi tytuł „We gotta get out of this place”:
→ Mariusz Baryła
4.07.2016
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
• czytaj także:
> Mika Urbaniak i Victor Davies live, Radio Łódź, 7.12.2014 r