Co u Krystyny, panie Tyrmand?

1200 osób przyszło wczoraj do łódzkiego klubu „Wytwórnia”, aby posłuchać Tyrmanda czytanego przez Sonię Bohosiewicz i Katarzynę Kwiatkowską oraz posłuchać porządnego, jazzowego grania w wykonaniu tria Marka Napiórkowskiego.

Spektakl odbył się w ramach trwającej właśnie 8. Letniej Akademii Jazzu – cyklu koncertów, wystaw i prezentacji poświęconych współczesnej muzyce jazzowej.

Przedstawienie wyreżyserował Adam Sajnuk i zostało ono przygotowane specjalnie na tegoroczną Akademię. Podstawę scenariusza stanowił „Dziennik 1954” Leopolda Tyrmanda – lektura obowiązkowa dla osób interesujących się polską kulturą – a interpretację jego wybranych fragmentów reżyser powierzył dwóm popularnym aktorkom: Soni Bohosiewicz i Katarzynie Kwiatkowskiej.

Sajnuk wybrał z „Dziennika” wątki obyczajowe, świadomie unikając politycznych komentarzy autora, bo te z oczywistych przyczyn uległy deaktualizacji. Inaczej jest z życiem erotycznym i uczuciowym, tutaj wszystko jest nadal ciekawe i wyjątkowo świeże. Przyjemnie słuchało się opowieści sprzed 60. lat, tym bardziej, że Bohosiewicz potrafiła całkiem dobrze wczuć sie w klimat tamtych czasów. Na jej aktorskie popisy doskonale reagowała publiczność składająca się głównie z osób dojrzałych i w średnim wieku. Na sali nie widziałem 20-latków, a 30-latków było jak na lekarstwo. No cóż, gust literacki młodszych generacji najwyraźniej ulega przewartościowaniu.

Nieco gorzej zaprezentowała się Katarzyna Kwiatkowska, kilkakrotnie miała problemy z tekstem, wyraźnie wyczuwało się, że nie do końca rozumiała to, co przekazywała widowni. Także krótka wizualizacja, składająca się ze zdjęć z „epoki” pozostawiała sporo do życzenia. Tyrmand, jak wskazuje tytuł jego książki, pisał dziennik w połowie lat 50., podczas gdy wyświetlane zdjęcia pochodziły z lat 60. i początku 70.

Oprawę muzyczną zapewnił Marek Napiórkowski, książe gitary jazzowej, kompozytor i aranżer, który wspomagany przez Roberta Kubiszyna i Marka Miśkiewicza zaprezentował prawdziwą klasę i zapierające dech w piersiach solówki.

Całość oceniam na dostateczny plus, pośpiech w pracy nad przedstawieniem był aż nadto widoczny. Uważam jednak, że nie potrzeba wcale dużo czasu, aby wyeliminować błędy i doprowadzić „Dziennik” do należnego mu poziomu.

→ (mb)

21.08.2015

• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.