Marek Dyjak gra pełne sale. Obojętnie czy jest to niewielki klub, jak częstochowskie „Klimaty”, czy sala „Palladium” lub łódzka „Wytwórnia”. Ludzie poszukują wykonawców ambitnych, szczerych, nietuzinkowych i przede wszystkim śpiewających po polsku.
Artysta spełnia oczekiwania publiczności, bo to prawdziwy polski głos: ochrypły, zmęczony, przesiąknięty dymem papierosów, sponiewierany przez życie, kobiety i samotność. Odkąd znam Marka, a to już blisko 15 lat, śpiewa stale tę samą piosenkę, a widownia chce jej słuchać. Przychodzą na koncerty kobiety, by znaleźć w jego utworach pierwotny, samczy instynkt, którego brakuje ich partnerom. Przychodzą też kolesie z tą samą grupą krwi, 40-50-letni, bo czują, że Dyjak, to któryś z naszych – poraniony, ale żywy. Póki co.
Kiedy słucham starszych piosenek Marka Dyjaka, tych sprzed „Kobiet”, przypomina mi się to, co powiedział bohater jednego z seriali: „Ale nie jestem ofiarą. Ponieważ mimo tego wszystkiego ja i każdy inny facet, który nigdy nie będzie tym, kim chciał być, wciąż gdzieś tam jesteśmy, będąc tymi, kim nie chcemy być, 40 godzin tygodniowo, przez całe życie. I fakt, że nie włożyłem sobie pistoletu do ust, czyni ze mnie zwycięzcę!”.
Pieśni Dyjaka potrafią działać terapeutycznie. Jestem pewien, że ożywiły więcej ludzi niż homilie niejednego papieża. Świat w jego utworach jest wyraźny, ostry jak nóż, który potrafi przeciąć nadgarstek, ale i posmarować chleb. W warstwie tekstowej, to duch Wojaczka, Ratonia i tych, którzy starali się sprawdzić, co jest po tamtej stronie dnia, po tamtej stronie cienia. To aura rozpięta między końcem lat 60. i początkiem 90., która oparła się współczesności i śpiewaniu o niczym.
W Częstochowie Dyjakowi towarzyszyli: Jerzy Małek (trąbka) i Marek Tarnowski (pianino/akordeon). Usłyszeliśmy 12 bardzo dobrze znanych utworów, których listę prezentuję na jednym ze zdjęć. W połowie występu frontman wyszedł na papierosa, zostawiając scenę Małkowi i Tranowskiemu, którzy zagrali temat „Kamień” z repertuaru Kayah. I powiem Wam, że było to jak trzęsienie ziemi; wykonanie mogłoby towarzyszyć samemu Panu Bogu podczas stwarzania świata. Świeże. Krwiste. Mocne. Męskie granie. Po występie pogratulowałem muzykom, ale także i teraz, publicznie, składam im głęboki ukłon.
Już za dwa tygodnie obejrzę kolejny koncert Marka, tym razem w pełnym składzie. W Łodzi.
→ Mariusz Baryła
20.03.2014
• foto: Mariusz Baryła / graffiti24.pl, 2014
• Copyright © 2014 Mariusz Baryła. All rights reserved.
• więcej o Marku Dyjaku: > tutaj