28 lipca 2016 r. o godzinie 21:00 na terenie Fabryki Sztuki przy ulicy Tymienieckiego w Łodzi zgromadziło się wielu młodych ludzi: zarówno dziewczyn, jak i chłopaków, aby posłuchać muzyki z najnowszej czarno-srebrnej płyty grupy Pink Freud.
Trudnego zadania podjął się Wojciech Mazolewski wraz ze swoimi przyjaciółmi z zespołu, aby eksperymentalne, częstokroć nudne i męczące dźwięki wytworzone przez brytyjski duet Autechre zaimportować na potrzeby sekcji rytmicznej, saksofonów, trąbki i elektronicznych wypełniaczy.
Nagranie kilku utworów, które znalazły się na krążku „Pink Freud plays Autechre”, świadczy o karkołomnej pracy muzyków, bo jak pisze na okładce płyty Mazolewski: Nie mieliśmy żadnych materiałów, nut, tabulatur bądź wav’ów. Całość spisywaliśmy ze słuchu z albumów jakie są w naszej płytotece. Jedynym paliwem był nasz zapał i miłość do muzyki. Rozszyfrowanie, spisywanie i składanie po naszemu, to był fascynujący proces.
Longplay jest poprawny, chwilam wręcz sterylny, jego zawartość może zrazić osoby nie mające wcześniej do czynienia z twórczością Pink Freud, a nawet te, które pokochały muzykę drugiej formacji Mazolewskiego – jazzowego kwintetu.
Jednak wszystko zmienia się wraz z obejrzeniem i wysłuchaniem grupy na żywo. Zmienia się diametralnie, piramidalnie, niesłychanie. Lider bandu jest zwierzęciem koncertowym, zapewne bardziej kocha scenę niż swoje tatuaże i stylizacje. Adam Milwiw-Baron z trąbką, na której zdarza mu się grać tylko prawa ręką, stara się za nim nadążać, podobnie jak bębniarz Rafał Klimczuk – najbardziej zapracowany z całego kwartetu. Najmniej estradowego pazura demonstruje Karol Gola, ale to nie wina jego temperamentu, tylko wielkiego, jak boa dusiciel, barytonowego saksofonu, w który dmie z taką mocą, jakby występował przed świętym Piotrem. Skąd w tym chłopaku tyle siły?
I publiczności ten oszałamiający, żywy koktajl dźwiękowy autentycznie przypada do gustu, pewnie dlatego, że zespół gra mocno, wyraźnie, z pełną świadomością swojej obecności na scenie. Wszyscy muzycy, bez wyjątku, lubią być fotografowani, ustawiają się w charakterystycznych pozach i wytrzymują w nich kilka sekund, co ludziom z aparatami bardzo odpowiada. Przy dobrym oświetleniu praca reporterska jest sama przyjemnością.
Co jeszcze? Najważniejsze! Koniecznie należy skonfrontować dokonania Autechre z interpretacjami Pink Freud, są tak różne, że od razu rodzi się naturalna chęć oceniania, co jest ciekawsze: czy oryginał czy polskie wykonanie?
Z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że jedno, koncertowe wysłuchanie „Monteralu”, „Bike”, „Eggshell”, „Laughing Quarter”, „Pule”, „Goz” i innych kompozycji, to zdecydowanie zbyt mało, aby poczuć i zrozumieć zawarty w nich przekaz.
Mazolewski potrafi hipnotyzować i m. in. ta umiejętność wyróżnia go spośród setek duetów, kwartetów i większych składów parających się jazzem, jazz-rockiem, alternatywą, ambientem i co kto sobie jeszcze dopisze.
Mimo to, artysta jest nadal człowiekiem zagadką, jego zainteresowania muzyczne są trudne do przewidzenia, co z jednej strony jest fascynujące, z drugiej zaś budzi obawę, że emocje mogą przesłonić wartość produktu, jaki dostarcza odbiorcom. Czas to zweryfikuje, więc pozwólmy mu płynąć, a gitarzyście tworzyć.
Koncert zakończył się po godzinie 23:00, muzycy byli mocno wyczerpani, więc nie prosiłem Wojciecha Mazolewskiego o wywiad, zamieniłem tylko kilka zdań, ale z wielką przyjemnością porozmawiam z nim przy najbliższej okazji.
Występ odbył się w ramach cyklu LDZ Alternatywa.
→ Mariusz Baryła
31.07.2016
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
• więcej o koncertach: > tutaj
• polub „Gazetę Trybunalską” na facebooku: > tutaj