Policja, krnąbrny obywatel i posokowce z polskojęzycznej gazety

Dwaj niestrudzeni łowcy sensacji z niepolskiego wydawnictwa, działający na wymagającym rynku powiatowym, wytropili, niczym posokowce, aferę o zasięgu co najmniej miejsko-gminnym.

Chodzi w niej o to, że jakiś obywatel podczas “spaceru” antyaborcyjnego nie reagował na polecenia chcących go wylegitymować funkcjonariuszy i zamiast, jak nakazują przepisy, grzecznie poddać się tej czynności wdał się w zbędną dyskusję, co w efekcie poskutkowało użyciem siły wobec krnąbrnego pana.

Etatowy fotograf całe zajście obfotografował, co najmniej tak samo starannie, jak otwarcie kolejnej “Biedronki”, do tego jeszcze nakręcono video, jak policjanci obalają faceta, zakładają mu kajdanki i prowadzą do radiowozu.

Temu bohaterskiemu panu, który filmował smartfonem interwencję i nakazywał (sic!) będącemu na służbie funkcjonariuszowi odejście z miejsca kontroli, zapewne umknęło, że spoczywa na nim obowiązek stosowania się do poleceń. Taki drobiazg, bo przecież mieszkaniec miasta średniej wielkości, wyposażony w komórkę i wiedzę zdobytą w portalu społecznościowym, albo w polskojęzycznym tygodniku, wydawanym przez dzieci byłych nazistów, wie lepiej co mu wolno, a czego nie wolno.

Na tym polega różnica pomiędzy leszczem z prowincji a rekinem z Warszawy, Chorzowa, czy Gdyni, który zaprawiony w bojach z policją, po kolejnych piłkarskich derbach, albo po marszu narodowców, doskonale wie, kiedy można się stawiać, a kiedy jest to kompletnie nieopłacalne.

Dlatego postulujemy, aby były nauczyciel gimnastyki z wiejskiej podstawówki, a prywatnie aktywny działacz “prawicowy”, chwilowo zatrudniony w miejskich strukturach na stanowisku, które przerasta go mentalnie, zorganizował w godzinach pracy cykl szkoleń i wyjaśnił obecnym i przyszłym manifestantom, jak należy się zachowywać podczas interwencji policji i innych służb. Bo i tak nie ma nic do roboty poza dłubaniem w nosie i przeglądaniem się w lusterku.

Natomiast te dwie kaleki, które na co dzień realizują się zawodowo podczas stłuczek drogowych, pielgrzymek i otwierania chlewni, nic już nie uratuje, bo żeby to zrobić należałoby im przeszczepić nie tylko serca, ale i mózgi. Tylko, że dawców brak.

→ (kk) / (mb)

9.11.2020

• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.