Kto ma media ten ma władzę

Tak mówią Niemcy. I mają rację. A w Polsce ponad 70 procent mediów jest w rękach obcego kapitału, głównie niemieckiego. Kto więc rządzi w Polsce? Z tego wynika, że Niemcy, my zaś jesteśmy jedynie ich kolonią.

W samych Niemczech udział obcego kapitału w rynku informacyjnym nie przekracza 10%, podobnie jest we Francji. Oba te kraje zazdrośnie strzegą prawa do posiadania narodowych mediów zdając sobie sprawę z tego, że leży to w ich żywotnym interesie.

W Polsce proces wyprzedaży tytułów prasowy rozpoczął się w sposób niekontrolowany na początku lat 90-tych. Efektem tego jest sytuacja nie występująca w żadnym z krajów Unii, czyli prawie całkowita zależność informacyjna od polityki i interesów zagranicznych właścicieli gazet, czasopism, portali, telewizji, radia.

Wczoraj, 16 marca 2017 r. burzę wywołała instrukcja dyrektora generalnego koncernu „Ringier Axel Springer” Marka Dekana dla podległych mu dziennikarzy. Jest wyjątkowo bezczelna, pełna manipulacji i bezpośrednio ingerująca w działania polskich władz. Można się z nią zapoznać na portalu „wpolityce.pl” (> link).

Tego samego dnia programie 1 TVP wystąpiła rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości Mazurek, która odniosła się do zaleceń Dekana. Oczekiwałem, że powie, jakie kroki, i to zdecydowane, podejmie polski rząd wobec tej instrukcji. Niestety, poza słowami potępienia niemieckiej buty, dowiedziałem się, że rząd, czy też posłowie (ze słów pani Mazurek nie wynikało to jasno) pracują dopiero nad ustawą ograniczającą udział obcego kapitału w polskiej przestrzeni medialnej. Moją irytację wywołały bardzo nieprecyzyjne słowa przedstawicielki PiS, gdyż nie wynikało z nich, jakie rozwiązania zawierać będzie ustawa i kiedy wejdzie w życie.

Powinniśmy wyjątkowo wzorować się na prezydencie Putinie, który podobny proces legislacyjny przeprowadził błyskawicznie przez Dumę. Określono, że najwyżej 20% w rosyjskich mediach może być kontrolowanych przez obcych właścicieli. Oczywiście, urzędnicy unijni wyrazili wielkie oburzenie i nazwali tę ustawę łamaniem demokracji. Ale kto by tam w Rosji przejmował się naruszaniem interesów unijnych i bełkotem dyżurnych moralistów brukselskich. Lecz w Polsce trzeba się namyśleć, poszukać poparcia opozycji, czy kogoś jeszcze, może też poprosić przywódców w Unii, o to by nam nie zaszkodzili.

A przecież nawet bez specjalnej ustawy jest możliwość zastopowania nienawistnej kampanii przeciw Polsce. Jestem przekonany, że np. niektórym stacjom telewizyjnym można odebrać koncesję, wykazując, jak wielokrotnie manipulowały informacjami, ogłupiały widzów i bezwstydnie kłamały w interesie obcych państw i obcego kapitału. Niektórzy z dziennikarzy tych mediów publicznie wzywali do obalenia demokratycznie wybranej władzy. Nie wiem, dlaczego nie pociągnięto ich za to do odpowiedzialności karnej. Rząd PiS, podobno taki odważny, nigdy się na ten krok nie zdecydował.

Warto się jednak zastanowić, czym PiS ryzykuje? Gdyby zlikwidować te jadowite przekaźniki i na ich miejsce utworzyć polskie, niezależne media elektroniczne, to obecni wielbiciele tefałenowskich prawd objawionych, po jakimś czasie staliby się o wiele bardziej rozgarnięci, niż są w chwili obecnej. Widocznie PiS nie jest przygotowany na podobne rozwiązanie.

Ustawa promująca polskie media powinna najpóźniej wejść w życie do jesieni tego roku, a nie za dwa lata, bo wtedy będzie za późno. I ma to być prawo jasne i twarde a nie otwierające furtki do rozmaitych interpretacji.

Największe spustoszenie, jakie czyni brak wyraźnej decyzji władz centralnych w tej sprawie, widać na prowincji. Większość mediów lokalnych jest w rękach niemieckich właścicieli, zatrudniających polskich wyrobników, dla których takie pojęcia jak patriotyzm, rzetelność. uczciwość, godność są wartościami drugorzędnymi. Przede wszystkim liczy się tylko zapłata.

Zdarzają się nieliczne media niezależne, ledwo dyszące i, jak trzeba, zastraszane przez miejscowych urzędników czy przedsiębiorców pracujących na zlecenie instytucji samorządowych. I tak jest wszędzie, w całym kraju. Dlatego ponaglanie rządu i parlamentu jest w tej kwestii w pełni uzasadnione, zgodne z polską racją stanu. Należy pamiętać, że periculum in mora.

→ Zbigniew Rutkowski

17.03.2017

• foto: pixabay.com / GT

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.