W 2015 r. w historycznej kamienicy przy ulicy Szewskiej w Piotrkowie otwarto Centrum Edukacji Browarniczej. Dziś, po ośmiu latach działalności, jest jedynie wspomnieniem. Dołączyło do wielu innych placówek, które umarły na oczach mieszkańców.
“Gazeta Trybunalska” jako pierwsza pisała o tym miejscu w artykule pt. “Centrum Edukacji Browarniczej otwarte”.
W Centrum można było obejrzeć jedyny w Polsce “browar do góry nogami”, poznać proces powstawania piwa, zapoznać się z surowcami i narzędziami potrzebnymi do jego produkcji.
Poza tym urządzono tam sklep z ogromnym wyborem piw regionalnych i rzemieślniczych z Polski i Europy, a także stoisko z kosmetykami, kuflami, pamiątkami, itd.
Pomysłodawcą i właścicielem piwnego przybytku był Andrzej Gałasiewicz, przedsiębiorca z branży, właściciel m. in. Browaru Rzemieślniczego Jan Olbracht w Piotrkowie Trybunalskim.
Niestety utrzymywanie Centrum przestało być opłacalne, a to ze względu na niski popyt na bardziej szlachetne piwo od tego, które kupić można w dyskontach i sieciówkach.
Z pewnością tego typu przedsięwzięcie sprawdziłoby się w miastach przyciągających turystów takich jak Toruń, Gdańsk, Wrocław, Kraków i in. W Piotrkowie turysta jak miej więcej tak często widywany, jak uśmiech na staromiejskim pręgierzu.
Przez lata prezydent Piotrkowa mgr inż. Krzysztof Chojniak, z zawodu nauczyciel, zaklinał się, że miasto, w którym przyszło mu sprawować władzę, rozwija się dynamicznie i jest bardzo atrakcyjne turystycznie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie traktował poważnie słów Chojniaka, bo kto mógł uwierzyć w zwidy, koszmary i marzenia senne? Nie przeszkadzało to jednak magistratowi w wyrzucaniu w błoto setek tysięcy złotych na promocję czegoś, czego nie ma i nigdy nie będzie.
→ (mb)
17.11.2023
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
Czytaj także:
• “Piotrków. Księgarnia “Pegaz” zlikwidowana na naszych oczach”
• “Piotrków. Umarła cukiernia, umarł kolejny sklep”
• “W Piotrkowie Trybunalskim nawet lombardy upadają”
• “Dlaczego Piotrków Trybunalski umiera?”
Piotrków to jedyne w Polsce miasto wymyślające nowe nazwy dla miejsc, które nazwy już mają. Nazwano to Muzeum Piwowarstwa, ale tak naprawdę był to sklep z piwem – bardzo fajny sklep, ale jednak sklep. Jak turysta, o ile jakimś cudem znalazł się w Piotrkowie, widzi szyld Muzeum Piwowarstwa do tego w ładnej, starej kamienicy, to spodziewa się czegoś w rodzaju co najmniej Muzeum Browaru Tyskie. Do tego bilet kosztował 25 zł, więc można było spodziewać się dużo, a po wejściu okazywało się, że największa atrakcja to sklep z pamiątkami. Z całym szacunkiem do właściciela, dzięki któremu przez kilka lat dzielnie rzeźbiłem swój mięsień piwny genialnymi piwami, ale 25 zł za możliwość oglądania skrzynek z butelkami przytwierdzonymi do sufitu to trochę za mało. Szkoda, że tak to wyszło, bo miejsce miało potencjał. Na imieniny dostałem książkę o historii piotrkowskiego piwa, do tego z planem miasta, z którym można iść na Starówkę i zobaczyć gdzie dawniej w Piotrkowie działały browary, do tego jest też w wersji angielskiej. Jakby wyobraźnia Chojniaka była choć nieco szersza od ulicy Szewskiej, to wiedziałby, że ktoś za darmochę zrobił mu porządną podbudowę pod produkt turystyczny. Trzeba tylko pomyśleć, pogadać z browarami i z gościem co tę książkę napisał, rozpisać jakiś projekt, rozreklamować i trzepać kasę.
Podobnie jest z Muzeum Lodów – to jest przecież lodziarnia, z pysznymi lodami, ale jednak lodziarnia, ale według Chojniaka to jedyne w swoim rodzaju Muzeum Lodów. O słynnym Muzeum Marcepanów znanym z tego, że mieści się w siedzibie po filii Biblioteki wspominać nie będę.